Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czosnek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czosnek. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 27 lutego 2018

Zupa z pieczonych warzyw w dwóch odsłonach

Od jakiegoś czasu noszę do pracy zupę w termosie. Bardzo dobrze mi robi ciepły posiłek w południe, zamiast dopiero przed 17.00. Gęstą zupę-krem wlewam do kubka i zjadam łyżeczką. Termos mam całkiem przeciętny, kupiony dla dziecka kilka lat temu. Owijam go małym ręcznikiem, wkładam do foliowego worka, z workiem do torby, a w pracy stawiam do razu przy kaloryferze. A w południe cieszę się rozgrzewającą, gorącą zupą. Polecam każdemu!
Chuda



Moje dwie najulubieńsze ostatnio zupy to kremy z pieczonych warzyw. Jeden pochodzi z książki „Smakoterapia” Iwony Zasuwy, drugi z „Zatrzymaj Hashimoto” Marka Zaremby.

Zupa z pieczonych warzyw z rozmarynem („Smakoterapia” Iwony Zasuwy)


Ze względu na dużą zawartość pomidorów ta zupa smakuje jak ubogacona wersja pomidorówki. Z tej porcji wychodzi spory gar. To potrawa na zasadzie „przepis był tak prosty, że ugotowałam od razu na trzy dni”. Iwona Zasuwa jest blogerką, pisze smakowitego bloga Smakoterapia.pl. Jej potrawy doprowadzają kubki smakowe do ekstazy.


Składniki:


  • 3 duże marchewki
  • 2 pietruszki (korzenie)
  • 1 mały seler
  • 1 duża cebula
  • 2 główki czosnku
  • 2 puszki pomidorów lub 1 l passaty pomidorowej
  • oliwa z oliwek
  • gałązka świeżego rozmarynu
  • pęczek bazylii
  • sól, pieprz
Piekarnik rozgrzewam do 180 stopni. Marchewki, pietruszki i seler szoruję, obieram ze skóry i układam w całości na blasze wyłożonej papierem do pieczeni. Biorę tę największą, żeby wszystko się zmieściło. Cebulę obieram z łupiny, a główki czosnku przekrawam w poprzek na pół bez obierania. Wszystko skrapiam oliwą, delikatnie solę, układam na wierzchu gałązki rozmarynu i piekę na półtwardo.


Uwaga! Każde warzywo piecze się w innym tempie, szczególnie zwróćcie uwagę na czosnek – po 25-30 minutach trzeba go wyjąć, bo inaczej spali się na węgiel. Co mi się przytrafiło za pierwszym razem :-) Resztę można piec jakieś 45 minut, sprawdzając twardość widelcem.

Upieczone warzywa (bez czosnku) kroję w grubą kostkę, wkładam do garnka, zalewam wodą, by tylko je przykryła i gotuję 10 minut. Następnie dodaję passatę lub pomidory (passata to nic innego, jak zmiksowane pomidory, przecier pomidorowy, ale nie z koncentratu), część posiekanej bazylii, wyłuskany z łupin upieczony czosnek, sól i pieprz do smaku.


Iwona Zasuwa, autorka przepisu, radzi przełamać smak odrobiną syropu klonowego i dodać garść orzechów nerkowca. Pominęłam te dwa punkty, ale oczywiście nie odradzam. Miksuję całość na gęsty krem, podaję ze świeżymi liśćmi bazylii i łyżką oliwy, czasami posypuję czarnuszką. To oczywiście w domu, bo w pracy po prostu wlewam do kubka i rozkoszuję się ciepłem rozchodzącym się po ciele :-)

Śniadaniowy krem z pieczonych warzyw („Zatrzymaj Hashimoto” Marek Zaremba)

Marek Zaremba, dietoterapeuta, promotor kaszy jaglanej i specjalista medycyny św. Hildegardy, autor bloga gotujzdrowo.com, propaguje jedzenie ciepłych śniadań, które świetnie rozgrzewają i wzmacniają śledzionę, ważny organ, o który należy szczególnie dbać przy chorobie Hashimoto.

Zaremba proponuje zupę z pieczonych warzyw, która smakuje zupełnie inaczej niż ta powyżej. Jest słodkawa dzięki batatom, pikantna dzięki imbirowi i pachnie kolendrą. Pycha.

Składniki:
  • 1 duża marchewka
  • 1 batat
  • 1 mała cukinia
  • 1 korzeń pietruszki
  • 1 cebula
  • 1 czerwona papryka (niekoniecznie)
  • 6 ząbków czosnku
  • 1 łyżeczka mielonych nasion kolendry
  • 1 łyżeczka nasion kopru
  • 1/3 łyżeczki kurkumy
  • 1 łyżeczka suszonego oregano
  • 1 łyżeczka utartego kłącza imbiru
  • 1 łyżka oleju kokosowego
  • sól
Warzywa szoruję, marchewkę, pietruszkę i batata obieram i kroję w kostkę, cukinię kroję w kostkę razem ze skórką, cebulę obieram i przekrawam na pół. Paprykę zostawiam w całości, ząbki czosnku w łupinach.

Wśród moich warzyw znalazł się także seler, bo akurat miałam połówkę w lodówce.
Piekarnik rozgrzewam do 180 stopni. Blachę wykładam papierem do pieczenia, układam na niej wszystkie warzywa. Lekko solę, skrapiam oliwą, posypuję koprem i kolendrą, piekę 25-30 minut.

Po upieczeniu zdejmuję skórkę z papryki i wyciskam czosnek z łupinek. Warzywa przekładam do garnka, zalewam wodą 1-2 cm ponad ich poziom. Dodaję pozostałe przyprawy, miksuję. Można dodać wody, jeśli Twoim zdaniem zupa jest za gęsta.


W domu można posypuję zupę prażonymi słonecznika i pestkami granatu, jeśli go mam pod ręką, w pracy przelewam z termosu do kubka i rozkoszuję się cieplutką, aromatyczną zupą.

Och, chyba pora na kubek zupy. Co prawda nie ma jeszcze dwunastej, ale to spisywanie przepisów zaostrzyło mój apetyt :-)

wtorek, 21 czerwca 2016

Tarta ze szpinakiem i gorgonzolą

To kolejna już wariacja w temacie tarty ze szpinakiem, jaką podajemy na Chochelkach. Dzięki temu, że szpinak jest teraz dostępny przez cały rok, możecie wypróbować wszystkie nasze przepisy :-)

Chuda


Ciasto:
  • 80 g masła
  • 180 g mąki pszennej (lub pszennej zmieszanej z żytnią)
  • szczypta cukru
  • 0,5 łyżeczki soli
  • 1 jajko
Nadzienie:
  • pęczek świeżego szpinaku albo paczka (200 g) liści
  • nieduża cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 jajka
  • 3 łyżki śmietany
  • 100 g sera gorgonzola
  • pieprz
Ciasto zagniatam w misce lub w malakserze. Rozwałkowuję i wykładam na posmarowaną masłem formę, nakłuwam widelcem, na cieście rozkładam arkusz papieru śniadaniowego i wysypuję suchy groszek, który dociąża ciasto i nie pozwala wyrastać górom dolinom.

Wkładam ciasto do piekarnika nagrzanego do 200 stopni, przez 15 minut piekę z groszkiem, potem zdejmuję groszek razem z papierem i podpiekam jeszcze 5-10 minut, by się dobrze wypiekło i zarumieniło.

W tym czasie przyrządzam szpinak według najlepszego na świeci przepisu Ani, a ser kroję w kostkę. Śmietanę i jajka ubijam ze szczyptą pieprzu, nie solę, bo gorgonzola jest mocno słona. Gotowy szpinak wykładam na popieczone ciasto, zalewam mieszanką jajek ze śmietaną, na wierzchu rozkładam kostki sera. Piekę w temperaturze 200 stopni ok. 20 minut, aż ser się rozpuści, a śmietana z jajkami zetnie.

Przed podaniem tarta powinna chwilę odstać, jeśli podamy ją na gorąco, nadzienie rozpłynie się na talerzu.

piątek, 6 maja 2016

Zachwycający delikatny indyk w cytrusowej marynacie

Jakiś czas temu postanowiłam zmierzyć z wyzwaniem pt. udziec z indyka, który wciąż pozostawał dla mnie kulinarną terra incognita. Trafiłam na przepis, który mnie zelektryzował i postawił do pionu wszystkie kubki smakowe. Grzegorz z mniammniam.com wie, jak rozpalić kobietę, powinien napisać kulinarną wersję „50 twarzy Greya”. I nie jest, powiadam Wam, tylko gawędziarzem, bowiem przyrządzony według jego przepisu udziec jest ucztą dla zmysłów. Robiłam go już kilka razy, ale ostatnio zaserwowałam z sałatką z młodych liści szpinaku, z młodą cebulką i pomidorkami koktajlowymi, doprawioną olejem lnianym, a sączyłam przy tym sauvignon blanc. I pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się rozpłakać się ze szczęścia nad talerzem.

Chuda


Składniki:
  • udziec z indyka o wadze około 1,5-1,7 kg (u mnie raz jest większy, raz mniejszy, ale marynatę robię z tej samej porcji)
marynata:
  • 4 łyżki sosu sojowego
  • 4 łyżki miodu
  • 2 łyżki grubo tłuczonego czerwonego pieprzu (można zastąpić jedną łyżka pieprzu kolorowego lub czarnego)
  • 2 łyżki soku z cytryny
  • 2 łyżki soku z pomarańczy
  • 2 cm świeżego korzenia imbiru bardzo drobno posiekanego
  • 2 wyciśnięta ząbki czosnku
  • sól (ewentualnie)
Sposób przygotowania:

Mięso myję dokładnie i osuszam papierowym ręcznikiem. Czasem kupuję udziec trybowany (bez skóry i bez kości), ale przypieczona, chrupiąca skórka ma niezaprzeczalny urok. Jeśli udziec jest duży i w jednym kawałku, kroję go na pół.

Pieprz rozdrabniam z grubsza w moździerzu, pozostałe składniki marynaty mieszam w szklanej misce. Wkładam mięso do zalewy, odstawiam na jakiś czas (Grzegorz radzi na godzinę w temperaturze pokojowej, ale często robię marynatę wieczorem i wtedy wstawiam miskę do lodówki, a rano piekę).

Mięso razem z marynatą przekładam do rękawa do pieczenia (można też użyć woreczka do pieczenia) i na blasze lub w naczyniu żaroodpornym wstawiam do piekarnika. Temperatura pieczenia – 120 stopni, czas: 3 godziny. Warto poczekać, bo efekt jest oszałamiający. Pyszne, mięciutkie mięso.

piątek, 17 czerwca 2011

Smażone krewetki II


Po pierwszym eksperymencie z krewetkami, natychmiast nabrałam ochoty na następny.

W dodatku wyznam Wam radośnie w tajemnicy, że w domu jestem jedyną osobą, która ma ochotę na smażone skorupiaki. Zupełnie nie rozumiem reszty domowników, zwłaszcza że krewetki to fantastyczna okazja do jedzenia palcami. Nagle człowiek dochodzi do wniosku, że, dajmy na to, tacy mieszkańcy Sri Lanki, są od nas o wiele mądrzejsi jedząc wszystko bez użycia sztućców.

Wracając jednak do potrawy: za nic nie mogę się zdecydować, którą wersję wolę, czy tę prostszą: tylko chili, czosnek, pietruszka, czy też może poniższą, gdzie dochodzi imbir (ależ pięknie pachnie świeżo starty imbir!) i sos sojowy, a pietruszkę zamieniam na kolendrę.

Krewetki można wcześniej zamarynować w sosie sojowym, imbirze i czosnku, ale kto by o tym pamiętał...

Robię się straszliwie głodna notując ten przepis.

Anka

Składniki:
  • 250 g krewetek
  • ½-1 papryczka chili
  • 2 ząbki czosnku
  • kawałek imbiru (mniej więcej tyle, co czosnku)
  • 1-2 łyżki sosu sojowego
  • ewentualnie: sól, pieprz
  • oliwa
  • sok z połowy limonki
  • pęczek świeżej kolendry

Sposób przygotowania:

Krewetki rozmrażam, dokładnie płuczę pod zimną wodą i osuszam.

Czosnek, papryczkę i imbir bardzo drobno siekam (imbir zazwyczaj ścieram na tarce).

Na dużej patelni rozgrzewam oliwę, wrzucam papryczkę, potem czosnek i imbir, smażę około minuty. Potem dodaję krewetki, posypuję solą i pieprzem (soli bardzo mało) i po jakiejś minucie wlewam sos sojowy. Smażę jeszcze najwyżej dwie minuty na dużym ogniu często mieszając.

Skrapiam sokiem z limonki, posypuję świeżo posiekaną kolendrą i natychmiast zjadam.


czwartek, 9 czerwca 2011

Smażone krewetki I

Opowiadałam i opowiadałam (powtarzając się przy tym często), że owoce morza najlepsze są świeże.

I oczywiście nadal tak uważam, ale przecież sobie nie wyczaruję złowionych przed chwilą krewetek.

Kupiłam więc wreszcie mrożone i jestem bardzo zadowolona. Pewnie, że to nie to samo, ale i tak uwielbiam krewetki, a przyrządzone w najprostszy sposób na świecie okazały się naprawdę pyszne.

Więc myślę sobie, że przecież to nic złego zmienić zdanie w sprawie owoców morza i częściej dać im szansę w domowej kuchni, zwłaszcza że już dokładnie wiem jak zrobię je następnym razem.

O czym niedługo.

Anka


Składniki:
  • 250 g krewetek
  • 2 ząbki czosnku
  • ½-1 papryczka chili
  • pęczek natki pietruszki
  • oliwa do smażenia
  • sok z cytryny

Sposób przygotowania:

Krewetki rozmrażam, płuczę pod zimną wodą i osuszam.

Czosnek i papryczkę drobno siekam, papryczkę można oczyścić z pestek i błon, zależy jak ostrą potrawę chce się uzyskać.
Siekam pietruszkę.

Na dużej patelni rozgrzewam oliwę (można smażyć na maśle, ja miałam akurat ochotę na oliwę i, jak widać, nie pożałowałam). Wrzucam czosnek i papryczkę, smażę około minuty (uważam, żeby czosnek się nie przypalił), potem dodaję krewetki, doprawiam solą i pieprzem, smażę najwyżej trzy minuty. Na koniec posypuję wszystko natką pietruszki, skrapiam sokiem z cytryny (niekoniecznie) i podaję.

Tu przyznam, że lubię połowę natki wrzucić od razu i smażyć razem z krewetkami, a pozostałą połową posypać po wierzchu.

środa, 1 czerwca 2011

Rozgrzewająca zupa czosnkowa

Rozbestwił mnie ten piękny czas i wysokie temperatury, noszę wyłącznie sandały, lekkie sukienki, a dziś o 8.00 rano odwoziłam dzieci do przedszkola w bluzeczce na ramiączkach – szaleństwo! Ale już po południu ochłodziło się, teraz pada deszcz i niewykluczone, że jutro pojadę w poranną trasę w kurtce i dżinsach.

Na taki chłodniejszy dzień idealnie nada się ta zupa. Spodziewałam się mocnego smaku, w końcu dodałam całą główkę czosnku, a tymczasem aromat był ledwo wyczuwalny, ale to w zasadzie jedyny jej minus.

Najwięcej zachodu miałam z fotką. W ogóle historia zdjęć potraw to osobny temat: zawsze ktoś z ukochanych najbliższych wsadzi palec w danie przygotowanie do sfotografowania, albo zje jakiś niezbędny składnik. Tak było i teraz: najpierw przygotowałam kilka grzanek, z czego jedną, szczególnie kształtną, przeznaczyłam do zdjęcia, a pozostałe do normalnej rodzinnej konsumpcji. Przyszedł Mąż, zainteresował się apetycznie przyrumienionymi grzaneczkami i ugryzł oczywiście tę najładniejszą. Trudno, włożyłam do miseczki jakąś mniej fotogeniczną. Musiałam się spieszyć, bo z każdą kolejną minutą grzanka zanurzała się głębiej w zupie, widoczny na wyświetlaczu efekt wciąż mnie nie zadowalał, grzanka tonęła, kolejne ujęcia były do luftu, a zza kadru dochodziły mnie coraz głośniejsze odgłosy pracy ślinianek wygłodzonej rodziny. Nie jest łatwo być Chochelką! ;-)

Przepis pochodzi z broszury „Obiady z pomysłem” z Biblioteczki Poradnika Domowego.


Chuda



Składniki:
  • główka czosnku
  • 2 łyżki oliwy
  • łyżka startego żółtego sera
  • obsuszona kajzerka
  • litr bulionu
  • 1 łyżeczka tymianku (świeżego lub suszonego)
  • 1 łyżka wytrawnego białego wina
  • 1 jajko
  • sól, pieprz
Sposób przygotowania:

Bułkę kroję na kromki i rumienię na rozgrzanej oliwie wraz z kilkoma zmiażdżonymi ząbkami czosnku.

Resztę czosnku obieram wrzucam do garnka z bulionem, przykrywam i gotuję ma małym ogniu ok. 15 minut, aż czosnek będzie miękki.

Roztrzepane jajko mieszam z serem i powoli, mieszając, żeby się nie ścięło, wlewam do garnka z zupą. Nie przerywając mieszania podgrzewam, ale nie gotuję, aż zupa zgęstnieje.

Na końcu wlewam wino, miksuję, przyprawiam solą i pieprzem. Posypuję tymiankiem, podaję z grzankami.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Mieszanka warzywno-mięsna z kuskusem


Ciągle poszukuję sposobów na mięso drobiowe, które zostaje mi z rosołu. Najlepiej mało pracochłonnych. Ten przepis to kolejna wariacja potrawy, którą robię bardzo często, ponieważ wszelkie mieszanki warzywne lub warzywno-mięsne to moje ulubione dania. W dodatku w ten sposób wyczyściłam lodówkę z ostatnich marchewek i zużyłam smętne resztki imbiru, które też się tam pałętały. Swoją drogą, odkąd zaczęłam imbir kroić na małe kawałki i zamrażać, życie stało się prostsze.

Chili oczywiście można dać świeże, będzie lepsze, ale nie miałam (może kiedyś uda mi się zamrozić i chili), a ilość składników powinna zależeć jak zwykle od stanu domowych zapasów. Przyznam się szczerze, że nie mam pojęcia ile było mięsa, zresztą to nieistotne, bo danie doskonale poradzi sobie w wersji wegetariańskiej.

Kuskus jak zawsze można zalać bulionem.

Anka


Składniki:
  • 2 cebule
  • 5 średnich ząbków czosnku
  • kawałek imbiru wielkości sporego ząbka czosnku
  • 3 marchewki
  • kilka suszonych pomidorów w oliwie
  • spora garść czarnych oliwek bez pestek
  • ok. 300 g gotowanego mięsa z rosołu
  • natka pietruszki lub kolendra, posiekana
  • sól, pieprz, płatki chili
  • ½ - ¾ szklanki kuskusu
  • oliwa do smażenia

Sposób przygotowania:

Cebulę drobno kroję, marchewkę ścieram na grubej tarce. Czosnek lekko miażdżę płaską stroną noża, obieram i drobniutko kroję. Imbir ścieram na drobnej tarce (zazwyczaj robię to w ostatniej chwili, wprost na patelnię). Suszone pomidory kroję w paski, oliwki na pół.

Mięso kroję na niewielkie kawałki.

Kusukus wsypuję do miski, wsypuję szczyptę soli i zalewam gotującą wodą tak, by warstwa wody była jakieś pół centymetra lub centymetr nad warstwą kuskusu. Przykrywam folią aluminiową i odstawiam mniej więcej na kwadrans aż napęcznieje.

Rozgrzewam oliwę na patelni, podsmażam cebulę przez kilka minut aż zmięknie. Doprawiam częścią soli, pieprzu i chili. Dodaję czosnek i starty imbir, smażę jeszcze minutę uważając, by nie przypalić czosnku. Potem dodaję marchewkę i suszone pomidory. Smażę według uznania, ale marchewka nie potrzebuje dużo czasu.
Na koniec dodaję mięso, oliwki i natkę lub kolendrę, doprawiam do smaku.

Kuskus można podać oddzielnie, ale ja wolę wrzucić wszystko na patelnię i wymieszać.

wtorek, 28 września 2010

Baba ganoush


Tahini, czyli pastę z sezamu, kupiłam już dawno, właśnie z przeznaczeniem na baba ganoush. Chciałam spróbować jak to będzie smakowało.
Pierwszy kęs mnie nie zachwycił. Ale po chwili przypomniałam sobie, że nie dodałam natki pietruszki. Okazało się, że właśnie ten składnik dopełnił dzieła i nie wyobrażam sobie tej pasty bez zielonego dodatku.

Z czasem rozsmakowałam się coraz bardziej i chętnie zajadałam tosty smarowane bakłażanową pastą. Tosty występowały z braku chlebków pita, które pasowałyby idealnie.
Pastę można też podawać do mięs i warzyw.

Niestety, baba ganoush zdecydowanie nie należy do fotogenicznych potraw. Cóż zrobić, nie zawsze to co smaczne, dobrze wygląda.

Przepis pochodzi z książki Culina Mundi, ale między innymi ograniczyłam ilość kminu rzymskiego. Bardzo lubię tę przyprawę, jednak używam jej z pewnym umiarkowaniem.



Składniki:

2 bakłażany
5 ząbków czosnku
4 łyżki tahini
2 łyżki oliwy
sok wyciśnięty z dwóch cytryn
1 łyżeczka mielonego kminu rzymskiego
sól, pieprz
posiekana natka pietruszki

[Listonic]

Sposób przygotowania:

Bakłażany myję, osuszam i nakłuwam w kilku miejscach widelcem lub nożem. Układam na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i wstawiam do piekarnika nagrzanego do 200 stopni na około godzinę. Czekam aż odrobinę ostygną. Wtedy przekrawam wzdłuż na pół i wyjmuję środek. Wyrzucam skórki, a miąższ siekam na małe kawałeczki.

Lekko miażdżę czosnek płaską stroną noża, obieram ze skórki i siekam na małe kawałeczki. Przekładam bakłażany i czosnek do miski.

Dodaję tahini i wszystko dokładnie mieszam trzepaczką balonową. Baba ganoush nie ma zupełnie gładkiej konsystencji i jeśli miąższ bakłażana jest dokładnie posiekany, to ta trzepaczka powinna wystarczyć, ale ja się przyznam, że wzięłam do rąk blender i trochę sobie pomogłam.

Potem dodaję oliwę, sok z cytryny, kumin, sól i pieprz. Bardzo dokładnie mieszam.

Schładzam w lodówce.

Przed podaniem posypuję posiekaną natką pietruszki.

sobota, 25 września 2010

Pyszny pasztet z warzywami

Zapomnijcie o moich poprzednich przepisach na pasztet. Tym razem osiągnęłam doskonałość!

Przepis dostałam od koleżanki, która jest mistrzynią w przemycaniu w potrawach składników nie budzących entuzjazmu jej córki. Kiedy Maja nie chciała jeść pieczywa, a zajadała się omletami, jej mama dodawała chleb do masy na omlety. Podobnie robi z warzywami, stąd tak dużo warzywnych dodatków w tym przepisie. Można dodać jeszcze natkę pietruszki, szczypiorek i co Wam wyobraźnia podpowie.


Obfitość jarzyn wychodzi pasztetowi na dobre. Jest miękki, wilgotny i aromatyczny.

Gotowany drób nie cieszy się u nas szczególnym wzięciem, zatem od jakiegoś czasu zamrażałam mięso z rosołu z myślą o tym, że pewnego dnia przerobię je na pasztet. I oto nadszedł ten dzień.


Upiekłam go w sześciu kokilkach o średnicy dna 8 cm i w dwunastu gniazdach na muffinki. Niby dużo, ale po tygodniu zostały tylko dwie porcje. Postawiłam na małe formy jako na atrakcyjniejsze dla oka, ale oczywiście można upiec pasztet tradycyjnie w brytfance.



Składniki:

1 kg ugotowanego mięsa drobiowego (u mnie kury i kaczki)
0,5 kg pieczarek
0,5 kg papryki (trzy dorodne sztuki, każda w innym kolorze)
7 małych cebul
1 główka czosnku
1 seler
2 marchewki
75 g słoniny
1 kopiata łyżeczka imbiru
1 kopiata łyżeczka gałki muszkatołowej
2 łyżki przyprawy ziołowej (używam „Zbójnickiej” Farmony)
2/3 szklanki bułki tartej
2 jajka
sól, pieprz

Sposób przygotowania:

Pieczarki obieram, kroję na plasterki, wrzucam do rondla. Marchewkę i seler kroję drobno. Papryki kroję w paski, a jedną czwartą każdej papryki w drobną kostkę. Paski dorzucam do rondla, zalewam niewielką ilością wody, duszę pod przykryciem.

W czasie duszenia warzyw pracowicie oddzielam mięso od kości. Następnie przepuszczam je przez maszynkę do mielenia przy wydatnej pomocy chłopców, dla których mielenie wciąż jest największą atrakcją pod słońcem.

Cebulę kroję drobno i rumienię na oliwie. Słoninę kroję w kostkę i wytapiam skwarki. Czosnek przeciskam przez praskę.

Uduszone warzywa odcedzam z wody i miksuję blenderem. Łączę ze zmielonym mięsem, dodaję jajka, bułkę, cebulę i skwarki razem z tłuszczem, doprawiam, mieszam dokładnie. Na końcu dorzucam papryki pokrojone w kostkę.

Wkładam masę mięsną do foremek, których nie natłuszczam, bo w masie mięsnej jest wystarczająco dużo tłuszczu. Piekarnik nagrzewam do 180 stopni (dolna grzałka + termoobieg), piekę ok. 40 minut, aż zarumienią się z wierzchu.

wtorek, 31 sierpnia 2010

Sałatka z pieczonych warzyw z makaronem

Uwaga! Premiera!
Dzisiaj przedstawiam zupełnie nowy rodzaj wpisu. Co prawda przygotowanie dania, gdy fotografuję wszystko krok po kroku zajmuje przynajmniej dwa razy więcej czasu niż zwykle (więc nie będę tego robiła zbyt często), ale mam nadzieję, że mój wysiłek nie poszedł na marne i przypadnie Wam do gustu.

Na początek bajecznie prosta i pyszna sałatka idealna na tę porę roku. Wbrew pozorom nie ma z nią zbyt dużo roboty, pieczenie nie trwa długo, a efekt po prostu uzależnia. Sałatkę serwuję jako samodzielne danie obiadowe.

Jeśli chodzi o dobór ziół, to polecam dowolną mieszankę trzech: tymianku, bazylii i oregano. Moim zdaniem z tych trzech tak naprawdę niezbędny jest tymianek, ale jak zwykle o gustach nie będziemy przecież dyskutować :) Podaję Wam moje ulubione zestawienie czyli tymianek plus bazylia.

Nie wiem tylko dlaczego moja córka odmawia spożywania kolorowych warzyw. Pocieszające jest to, że przynajmniej zjada makaron obficie przyprawiony czosnkiem i ziołami. Od czegoś trzeba zacząć.


Anka

Składniki:

2 czerwone papryki
1 żółta papryka
½ kg pomidorków koktajlowych
1-2 cukinie

ok. ½ szklanki oliwy
2-3 ząbki czosnku
½ łyżeczki soli morskiej
½ łyżeczki czarnego pieprzu
garść tymianku
garść bazylii

ewentualnie kawałek parmezanu, mozzarelli lub fety

Sposób przygotowania:

Muszę przyznać, że samo gromadzenie składników tego dania jest czystą przyjemnością. Uwielbiam patrzeć na te żywe kolory i od razu nabieram ochoty na jedzenie. Pewnie dlatego podczas mycia podjadam pomidorki.



Zaczynam od przygotowania oliwy. W moździerzu rozcieram czosnek z solą. Soli i pieprzu lepiej sypać ostrożnie, sałatkę zawsze można doprawić już na półmisku, a przesolone warzywa są naprawdę niesmaczne.

 


Dodaję pieprz, rozgniatam, potem wkładam do moździerza zioła. Wlewam część oliwy i wszystko ucieram. Powstaje coś w rodzaju pasty z wyraźnymi grudkami, bo w przypadku tego dania gładkość pasty nie ma szczególnego znaczenia (czy też raczej: nie chce mi się tego dokładnie robić). Dodaję resztę oliwy.
Moim zdaniem tę pastę najłatwiej przygotować w moździerzu, ale jeśli drobno posiekacie czosnek i zioła i zmieszacie z oliwą, to też będzie dobrze. Pamiętajcie tylko, żeby czosnek porządnie zmiażdżyć płaską stroną noża zanim zaczniecie siekać.
Po namyśle stwierdzam, że leniwi mogą przecież sięgnąć po blender.



Teraz warzywa. Najprościej przygotować pomidory. Po prostu je osuszam i kładę na dużą blachę wyłożoną papierem do pieczenia.



Z papryką jest nieco więcej zachodu. Przekrawam na pół i usuwam gniazda nasienne. Potem kroję na ćwiartki i każdą ćwiartkę kroję w paski.



Odcinam końce i przekrawam cukinie na pół. Jeśli nie są to młodziutkie, małe sztuki, łyżką usuwam z nich gniazda nasienne. Kroję cukinie na niewielkie kawałki.
Na zdjęciu widać kawałek żółtej cukinii, która została mi z wczorajszej zapiekanki.



Wszystkie warzywa wykładam na blachę i polewam przygotowaną pastą z oliwy. Delikatnie mieszam.



Wstawiam do piekarnika nagrzanego do 240 stopni na 20 minut. Tyle wystarczy. Maksymalnie 25 minut. W tak wysokiej temperaturze nie trzeba wiele czasu, by warzywa zmiękły i nabrały cudownego smaku. A ten zapach! Niebiański!



Teraz makaron. Ugotowałam kokardki, bo aktualnie znajdują się na pierwszym miejscu wśród ulubionych kształtów makaronu mojej córki. Równie dobrze nadadzą się na przykład świderki. Po prostu podoba mi się koncepcja, że wielkość makaronu jest zbliżona do wielkości kawałków warzyw.



Do makaronu dodaję upieczone warzywa, wszystko polewam oliwą pozostałą z pieczenia, delikatnie mieszam. Serwuję ciepłe lub zimne, smaczne w obu wersjach (byle nie prosto z lodówki). Świeża, posiekana bazylia posypana po wierzchu też nie zaszkodzi.



W zasadzie można na tym zakończyć, ale makaron i warzywa bardzo lubią towarzystwo sera. Najlepszy byłby moim zdaniem parmezan, chociaż miłośnicy fety lub mozzarelli też mogą użyć swoich ulubionych składników.



Smacznego!

piątek, 27 sierpnia 2010

Dip paprykowy

O tej porze roku wystarczy kilka warzyw, sprawny piekarnik i na talerzu lądują prawdziwe pyszności. Szczególnie dotyczy to papryki, wystarczy ją opiec (niektórzy robią to nad gazem, ale ja niestety mam tylko elektryczną kuchenkę), zdjąć skórkę i, jeśli uda mi się nie zjeść jej od razu, co wymaga maksimum silnej woli, zmiksować z kilkoma dodatkami. Pyszny sos!

Zresztą wszystkie warzywa nabierają fantastycznego smaku w piekarniku.
A u mnie dzisiaj pada deszcz. Pewnie znowu sobie coś upiekę.




Składniki:

2 czerwone papryki
1 papryczka chili
2 ząbki czosnku
2 małe cebule (u mnie czerwona i biała)
sól, pieprz,
około 3 łyżek oliwy (można dodać więcej)
po 1 garści liści mięty i bazylii

[Listonic]

Sposób przygotowania:

Rozgrzewam piekarnik (grill z termoobiegiem) do 200 stopni.

Paprykę myję, przekrawam na pół i wyjmuję gniazda nasienne. Kładę na blasze wyłożonej papierem do pieczenia skórką do góry. Wstawiam do piekarnika na co najmniej 20 minut – skórka musi już lekko sczernieć i będą pod nią widoczne pęcherzyki powietrza.
Razem z papryką piekę resztę warzyw. Chili i czosnek kładę w całości, cebule przekrawam na ćwiartki i skrapiam oliwą. Zostawiam je kilka minut dłużej, tylko chili wyjmuję razem z papryką.

Przekładam upieczoną paprykę do miski i dokładnie przykrywam folią. Kiedy już przestygną tak, że jestem w stanie wziąć je w ręce – zdejmuję skórkę.

Zdejmuję skórkę z papryczki chili (była w misce razem z papryką), przekrawam na pół i wyjmuję pestki. Oczywiście to oznacza bardzo łagodną wersję, ale presja rodziny jest zbyt silna ;) Osobiście wolę ostrzejszy smak. Wtedy zostawiam pestki albo biorę dwie papryczki.

Czosnek wyciskam z łupinki.

Obrane papryki, chili, czosnek i cebulę wrzucam do blendera. Doprawiam solą i pieprzem, dodaję liście bazylii i mięty, polewam oliwą. Wszystko dokładnie miksuję.

Oczywiście można dip przetrzeć przez sito, ale mi nie przeszkadza lekko grudkowata konsystencja, nawet taką wolę.

Tym razem zjadłam z grillowaną cukinią, Szymon zażądał zmieszania dipu z ryżem, a potem obydwoje z upodobaniem smarowaliśmy nim sobie wędlinę na kanapkach.

wtorek, 10 sierpnia 2010

Roladki z bakłażana z mozzarellą

Przechodziłam obok warzywniaka i zobaczyłam takie piękne bakłażany, że grzechem byłoby nie wziąć! To wzięłam jednego i przez całą drogę do domu zastanawiałam się, co ja z nim zrobię.

Z bakłażanem miałam do czynienia raz w życiu, wieki temu, w czasie mojego pobytu w Wiedniu. Ktoś mi powiedział, że smaczna jest bakłażanowa pasta do chleba, trzeba go drobno pokroić i usmażyć na oliwie. Tak też zrobiłam i tym sposobem uzyskałam straszliwie tłustą breję bez smaku, której nikt nie chciał tknąć, a ja nie wpadłam na to, żeby doprawić ją choćby czosnkiem. Zresztą czosnku nie używałam wówczas z powodów ideologicznych: kochałam się na zabój w chłopaku z długimi lokami, którego imienia nie pomnę, ale liczyłam nieustannie, że między nami zaiskrzy i musiałam być przygotowana, gdyby tak niespodziewanie zechciał mnie pocałować. Zapach czosnku mógłby zniweczyć nasze szczęście na starcie, więc wolałam nie ryzykować.


Tak czy inaczej, nieszczęsna pasta wylądowała w śmieciach, a bakłażan trafił na mój indeks warzyw bez sensu.


Tym razem było inaczej. Tym razem skorzystałam z dobrodziejstw Internetu i wyszukałam kilka przepisów na bakłażana. Większość zalecała podanie go w wersji grillowanej, co mnie bardzo zachęciło po ubiegłorocznych doświadczeniach z grillowaną cukinią.


I to było to. Roladki z bakłażana, a w środku rozpływająca się mozzarella – pycha! Oryginalny przepis z Kwestii smaku zmodyfikowałąm pod kątem zawartości mojej lodówki i oczekiwań Męża: anchois zastąpiłam suszonymi pomidorami w oleju, a do sosu pomidorowego dodałam mięso mielone.

Składniki:
(2 porcje, 6 roladek)

1 kulka mozzarelli
1 bakłażan
1 mała cebulka
1 puszka pokrojonych pomidorów w sosie pomidorowym
2 ząbki czosnku
8 czarnych oliwek
kilka suszonych pomidorów w oleju
300 g mięsa mielonego
garść liści bazylii
oliwa z oliwek
sól i pieprz

Sposób przygotowania:

Bakłażana kroję wzdłuż na cienkie plastry, układam na durszlaku, posypuję solą i odstawiam na 15 minut, aby puścił sok i pozbył się goryczki. Mozzarellę kroję na plasterki, układam na sitku i odstawiam, by odciekła z zalewy.

Siekam drobno cebulę i podsmażam ją na 2 łyżkach oliwy na małym ogniu do momentu, aż będzie szklista. Wrzucam mięso, smażę przez chwilę, dodaję pomidory, doprawiam solą i pieprzem, gotuję przez 5 minut mieszając.

Bakłażany płuczę pod bieżącą wodą i osuszam papierowymi ręcznikami. Grilluję je w piekarniku na ruszcie (można też na patelni grillowej), skrapiając oliwą z oliwek, aż będą miękkie i pokryją się ciemnymi pasami. Przewracam na drugą stronę.

Czosnek drobno siekam, podsmażam na odrobinie oliwy, dodaję posiekane oliwki oraz pomidory. Przekładam do miski i mieszam z drobno posiekaną bazylią. Farsz nakładam na plastry bakłażana, na wierzchu kładę po plasterku mozzarelli. Zwijam roladki i spinam wykałaczkami.

Na dnie żaroodpornego naczynia układam mięsny sos pomidorowy, a na nim roladki. Mam niewielkie naczynia do zapiekania, w sam raz na jedną porcję, więc zapiekam dla każdego biesiadnika osobno. Wstawiam na kwadrans do piekarnika nagrzanego do 180 stopni, żeby ser się rozpuścił. Podaję gorące. Zbieram zachwyty, komplementy i owacje ;)

środa, 28 lipca 2010

Tymiankowy kurczak

Sporo lat temu, gdy dopiero zaczynałam gotowanie i moim największym osiągnięciem były pieczone udka kurczaka, do wszystkiego sypałam co niemiara przypraw. Na szczęście z czasem zrozumiałam, że dużo nie zawsze znaczy dobrze i teraz najbardziej lubię potrawy z kilku składników, gdzie smaki harmonijnie się łączą i nie trzeba dwóch stron na spisanie listy potrzebnych rzeczy.
Nie ukrywam, że wrodzone lenistwo też ma tu spore znaczenie ;)

Ten sposób przygotowywania kurczaka jest idealny na lato, mięso jest miękkie i delikatne, świetnie pasuje do przeróżnych warzyw i na pewno nie obciąża zbyt mocno żołądka. 


Anka 



Składniki:

1 pierś z kurczaka
2-3 ząbki czosnku
2 łyżki soku z cytryny
kilka łyżek oliwy
sól, pieprz
duża garść oberwanych listków tymianku

[Listonic]

Sposób przygotowania:

Wrzucam do moździerza czosnek, sól i pieprz, dokładnie rozgniatam. Dodaję tymianek, oliwę i sok z cytryny, ucieram na pastę.
Pierś z kurczaka dzielę na duże plastry, lekko rozgniatam ręką. Wkładam do miski i dokładnie obtaczam w tymiankowej paście. Odstawiam przynajmniej na godzinę.
Jeśli nie macie moździerza, to po prostu wymieszajcie wszystkie składniki w misce. Tylko bardzo drobno posiekajcie czosnek.

Rozgrzewam dużą patelnię i kładę na nią kawałki kurczaka. Oliwa prawdopodobnie już nie będzie potrzebna. Obsmażam z obydwu stron, ale bardzo krótko, żeby nie przypalić czosnku. Podlewam wodą (powiedzmy, że wlałam pół szklanki) i duszę na małym ogniu pod przykryciem, aż kurczak będzie miękki (zależy od grubości mięsa, ja lubię dość miękki i zajęło mi to około 20 minut).

Podaję z ryżem lub ziemniakami i dowolną surówką.

poniedziałek, 19 lipca 2010

Biały sos bazyliowy

Dzień dobry! Po zabieganym i bardzo przyjemnym weekendzie przyszedł poniedziałek, więc szybko siadam do komputera, żeby dodać notkę na Chochelki.

Tym razem znowu coś letniego, prostego i szybkiego w przygotowaniu.
Schłodzony sos pasuje prawie do wszystkiego, można go podawać do mięs lub warzyw (to świetny dodatek do dań z grilla!), ale można też po prostu polać nim jajka na twardo. Tak czy inaczej jest pyszny.




Składniki:

1-2 ząbki czosnku
duża garść świeżych liści bazylii
2 łyżki majonezu
2 łyżki jogurtu naturalnego
sól, pieprz

[Listonic]

Sposób przygotowania:

Moim zdaniem ten sos najwygodniej przygotowuje się w moździerzu. Ale ponieważ sama nabyłam moździerz dopiero kilka miesięcy temu, więc zakładam, że nie wszyscy muszą go mieć w domu ;) Dlatego można po prostu bardzo drobno posiekać liście bazylii. Co do czosnku, to wystarczy praska (której nie lubię), a jeszcze lepiej porządnie zmiażdżyć czosnek płaską stroną noża, a potem drobniutko go posiekać.
Jak zwykle jednak wybór należy do Was.

A u mnie było tak: wrzuciłam do moździerza czosnek, sól morską oraz pieprz i wszystko razem roztarłam. Dodałam bazylię i znowu ucierałam na coś w rodzaju pasty. Na koniec dodałam majonez oraz jogurt i wymieszałam.

środa, 7 lipca 2010

Ogórki małosolne

W Krakowie za kilogram pięknych, zgrabnych, młodych ogórków zapłaciłam w poniedziałek 3 zł. Kupiłam też główkę młodego czosnku (1,20 zł) oraz wiązkę kopru (nie wiem, ile kosztowała) i kiedy Michaś w południe przytulił się do piersi Morfeusza, zabrałam się za kiszenie.

Małosolne wyszły bardzo smaczne. Jedyne, co mi przeszkadzało, to nazbyt intensywny aromat kopru, bo z rozpędu włożyłam dwie gałązki. Jedna wystarczy. Zrobiłam je w południe w poniedziałek, a we wtorek wieczorem zjedliśmy połowę, za co podziękowania należą się P.T. Upalnej Aurze. Bardzo lubimy takie świeżutkie, ukiszone z wierzchu, a w środku jeszcze surowe.

Kilka lat temu, jako ambitna młoda żona, kupiłam pięciolitrowy słój na małosolne, bo taki był u mnie w domu. Przez lata uparcie kisiłam parę kilo ogórków naraz, choć mocniej ukiszone nie były już dla nas atrakcyjne, niewinna rozrywka zamieniała się w czasochłonną pracę, a wielki słój przeszkadzał, gdziekolwiek go nie postawiłam. W tym roku poszłam w końcu po rozum do głowy i nie rozpędzam się już z hurtową produkcją. Kupiłam słoik o pojemności 1,7 l, który akurat mieści ok. 1 kg wsadu i niecały litr zalewy. Chyba dokupię drugi i będę robić na zmianę, dzień po dniu, dzięki czemu będzie zachowania ciągłość zaopatrzenia, co dla takich amatorów jak nasza czwórka jest bardzo istotne. Żałuję tylko, że nie skusiłam się na kamionkowy garnek, wówczas ogórki byłyby nie tylko pyszne, ale i wyglądałyby stylowo, a dobry wygląd jest nie do przecenienia na blogu kulinarnym :)

Składniki:
(na słoik o pojemności 1,7 l)

ok. 1 kg ogórków podobnej wielkości (najbardziej smakują mi małe)
1 l wody
1 kopiata łyżka soli
pół główki czosnku
1 łodyga kopru

Sposób przygotowania:

Przegotowaną wodę solę i studzę. Ogórki myję dokładnie. Czosnek dzielę na piórka. Koper płuczę.

Słoik myję i wyparzam wrzątkiem, na dno kładę gałązkę kopru, następnie układam ogórki ciasno jeden obok drugiego. Pomiędzy ogórki wkładam ząbki czosnku, potem kolejną warstwę ogórków i na wierzch piętkę chleba, żeby wspomóc proces kiszenia. Zalewam chłodną wodą z solą, przykrywam spodkiem, na którym stawiam szklankę z wodą dla obciążenia. Słoik stawiam na talerzu, bo ogórki będą kipieć.

I kisną, i kipią, i kisną, aż osiągają idealny smak i znikają wówczas, jak sen jaki złoty. A wtedy kupuję następny kilogram ogórków, itd., itd. Do końca sezonu :)

środa, 30 czerwca 2010

Spaghetti alla carbonara

Ufff… Jak gorąco!
Wpadamy na chwilę do domu, żeby coś przekąsić i znowu czym prędzej wychodzimy wygrzać się po ciężkiej zimie i wiośnie.

Na gotowanie nie ma wtedy czasu. I co wtedy? Oczywiście makaron! Tym razem spaghetti alla carbonara czyli spaghetti według przepisu węglarza.

Przepis zaczerpnięty z książki Kulinaria Italia.
Smacznego!




Składniki:

100 g boczku
2 ząbki czosnku
400 g makaronu spaghetti
sól i pieprz
2 rozbite i rozmącone jajka
80 g startego parmezanu
oliwa

[Listonic]

Sposób przygotowania:

Najpierw przygotowuję wszystkie składniki. Samo gotowanie i smażenie zajmie tak mało czasu, że lepiej mieć wszystko pod ręką.

Wstawiam wodę na makaron. Boczek kroję w słupki lub kostkę, czosnek lekko miażdżę płaską stroną noża i obieram. Jajka myję, rozbijam do miseczki i lekko rozmącam widelcem. Parmezan ścieram na tarce.

Gotuję makaron w osolonej wodzie. W tym czasie zaczynam podsmażać na oliwie boczek razem z ząbkami czosnku. Gdy czosnek zacznie się przyrumieniać wyjmuję go i wyrzucam, miał tylko lekko dodać zapachu i smaku. Powinnam tak wyliczyć czas smażenia boczku, by był chrupki w momencie, gdy makaron będzie ugotowany.

Odcedzam makaron, ale nie przelewam go zimną wodą. Zachowuję odrobinę wody z gotowania makaronu.

Zdejmuję patelnię z boczkiem z ognia, wrzucam na nią makaron i mieszam. Dodaję jakieś 2-3 łyżki zachowanej wody, połowę startego sera i rozmącone jajka. Znowu dokładnie mieszam. Istotna jest tu temperatura. Jajka bowiem nie mają się zamienić w jajecznicę, ale leciutko się ściąć, tak by razem z serem oblepiały makaron.

Posypuję spaghetti resztą startego sera, na to świeżo zmielony czarny pieprz i natychmiast podaję.

wtorek, 15 czerwca 2010

Marokańska sałatka z marchewki

Wiadomość o tym, że lubię połączenie marchewki z kminem rzymskim nie jest niczym nowym. Kolendra też coraz częściej pojawia się w mojej kuchni.
Tym razem po zmieszaniu powyższych powstaje bardzo prosta sałatka. Fantastyczne połączenie smaków! Słodka marchewka, intensywny kumin i chłodząca świeża kolendra. A gotowany czosnek zupełnie zgubił swoją ostrość i stanowi kolejny słodki akcent.

Akcje związane z kuchniami świata zawsze wzbudzają moje zainteresowanie więc z przyjemnością wygrzebałam przepis autorstwa marokańskiego szefa kuchni Lahoucine Belmoufida (nie pytajcie jak to się czyta, ale jeśli ktoś wie, to z przyjemnością się dowiem) z książki Culina Mundi i dołączam do akcji „Smaki Afryki”.




Składniki:
(2 porcje)

ok. ½ kg marchewki
3-4 ząbki czosnku
pęczek kolendry
sól, pieprz
kmin rzymski
kilka łyżek oliwy

Sposób przygotowania:

Marchewki obieram i kroję na plasterki. Ząbki czosnku leciutko miażdżę i obieram z łusek. Marchewkę i czosnek wrzucam do wrzącej wody i gotuję około 10 minut. Odcedzam. Odkładam czosnek. Studzę.

Czosnek siekam (lub rozcieram) z solą, pieprzem, kminem i oliwą. Siekam kolendrę.

Mieszam marchewkę z czosnkiem, przyprawami, oliwą i kolendrą.

[Listonic]

wtorek, 26 stycznia 2010

Pierś indyka z żurawiną

Dla kogoś, kto wszystko w kuchni robił na oko przestawienie się na rygorystyczne odmierzanie składników jest prawdziwą mordęgą. Na pewno już o tym wspominałam, ale że temat jest wciąż aktualny, to znowu piszę.

Tym razem wzięłam paczkę suszonej żurawiny.
– 100 g – przeczytałam – Oho, będę znała ilość przynajmniej jednego składnika – ucieszyłam się.
Niesłusznie, bowiem w tej samej sekundzie usłyszałam szuranie przesuwanego krzesła.
- Pomagała mamie – oświadczyła Jagoda (20 miesięcy). Wdrapała się na rzeczone krzesło, chwilę poudawała, że obiera cebulę i czosnek, po czym padło sakramentalne
- Co to?
- Żurawina.
- Moja! – oświadczyła córka i rozpoczęła degustację.
Kiedy wyżarła jakąś połowę miseczki sięgnęłam ponownie do szuflady. Na szczęście była tam druga paczka żurawiny.
I w ten sposób znowu nie wiem ile wsypałam, na pewno więcej niż 100 gramów. Mam jednak wrażenie, że nie jest to takie znowu istotne, ważne by było dużo.

To kolejne danie dla leniwych, czyli wystarczy wszystko zmieszać, a potem wstawić i upiec, przez co oczywiście należy do moich ulubionych zimowych obiadów. W dodatku jest po prostu przepyszne.


Anka



Składniki:
  • ½ kg piersi z indyka
  • ok. 150 g suszonej żurawiny
  • 1 średnia cebula
  • 3 duże ząbki czosnku
  • pęczek natki pietruszki
  • sól, pieprz
  • oliwa

Sposób przygotowania:

Pierś z indyka kroję na plastry (1-1,5 cm grubości). Posypuję solą i pieprzem, układam w naczyniu żaroodpornym. Cebulę, czosnek i natkę drobno siekam, posypuję mieszaniną mięso.
Suszoną żurawinę zalewam gorącą wodą, odcedzam, dorzucam do naczynia.
Wszystko polewam oliwą, przykrywam i jeśli zaplanowałam obiad wcześniej odstawiam na kilka godzin.
Jeśli nie, to trudno. Wstawiam do piekarnika nagrzanego do 200 stopni i piekę około godziny, godziny i kwadransa, zależy od grubości mięsa.

czwartek, 21 stycznia 2010

Jajka na szpinaku

Szpinak nie pojawia się na moim stole szczególnie często. Pewnie dlatego, że jem go sama. Nie rozumiem co prawda jak można nie lubić szpinaku doprawionego czosnkiem, świeżo zmielonym białym pieprzem i śmietanką? A jeśli jeszcze połączy się go z sadzonym jajkiem, to prawdziwa uczta gotowa.

Największa trudność w przygotowaniu tej potrawy polega na przeniesieniu jej z patelni na talerz. Cała reszta to sama przyjemność.




Składniki:

opakowanie mrożonego szpinaku
2-3 ząbki czosnku
2 jajka
3 łyżki śmietany
sól, biały pieprz, masło
świeżo starta gałka muszkatołowa

Sposób przygotowania:

Wyjmuję szpinak z zamrażarki, żeby leciutko zaczął się rozmrażać. Przyspieszy to trochę czas przygotowywania potrawy, ale nie trzeba czekać, aż zupełnie się rozmrozi.

Rozgrzewam masło na patelni, wrzucam pokrojony w drobne plastry czosnek, posypuję świeżo startym pieprzem i chwilę smażę uważając, żeby nie przypalić czosnku.

Dodaję szpinak. Rozmrażam i odparowuję. Doprawiam jeszcze solą i pieprzem i sprawdzam, czy już jest dobry.

Gdy szpinak osiągnie zadowalający stan dodaję śmietanę (można dodać słodką, ale akurat miałam w lodówce tylko kwaśną) i dokładnie mieszam. Robie w szpinaku dwa otwory, w które delikatnie wlewam wcześniej wybite jajka.

Smażę aż białko się zetnie, żółtko ma pozostać płynne. Posypuję po wierzchu świeżo startą gałką muszkatołową.

piątek, 15 stycznia 2010

Udka tandoori masala

Mam kolejny dowód na to, o czym od dawna wszyscy wiedzą, ale udają, że jest inaczej. Otóż w kuchni już wszystko było.
Człowiek kupuje przyprawę (tandoori masala), marynuje kurczaka, piecze i siada do spisania przepisu, by przekonać się, że właśnie sporządził kolejną wersję sztandarowej potrawy indyjskiej. Fakt, że jest to potrawa prosta jak budowa cepa niczego tu nie zmienia. Prochu nie wymyśliłam.
Z drugiej strony dobre przepisy należy upowszechniać, więc nie pozostaje mi nic innego jak przedstawić Państwu kurczaka tandoori w moim wykonaniu.
Smacznego!




Składniki:

3 udka z kurczaka
200 g jogurtu naturalnego (greckiego)
6 ząbków czosnku w łupinkach, zmiażdżonych (czosnku nigdy za wiele)
sól, pieprz, tandoori masala

Sposób przygotowania:

W misce mieszam jogurt z przyprawami i czosnkiem. Soli i pieprzu nie musi być dużo, natomiast przyprawy wsypałabym łyżkę albo nawet dwie, wedle uznania. Wkładam udka i dokładnie obtaczam w marynacie.
Jeśli ktoś nie jest pewny jak dużo przypraw dodać, to może wygodniej będzie obsypać przyprawami udka, a dopiero potem zanurzyć mięso w jogurcie z czosnkiem i dokładnie wymieszać.
Marynuję w lodówce przez kilka godzin, a najlepiej całą noc, przynajmniej raz mieszając zawartość miski.

Wyjmuję kurczaka z lodówki na godzinę przed pieczeniem.

Rozgrzewam piekarnik do 200 stopni, polewam blachę odrobiną oleju i rozkładam lekko wytarte z marynaty udka.

Piekę do miękkości (mięso zaczyna odstawać od kości) co w moim piekarniku zajmuje około godziny do godziny i kwadransa, zależy od mięsa.
Related Posts with Thumbnails
/*Google anatytics */