Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kuchnia brytyjska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kuchnia brytyjska. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 13 lutego 2011

Pełnoziarniste scones na jogurcie


Dopiero co wróciłam z weekendu, który spędziłam głównie na objadaniu się ciastami. Dlatego myśl o słodkich wypiekach wcale nie wywoływała u mnie entuzjazmu.

Miałam jednak ochotę na pieczenie, byle niezbyt pracochłonne, więc wybrałam scones.

Scones to angielskie bułeczki, dość gliniaste, ale bardzo smaczne. Robiłam już klasyczną wersję z białą mąką i jajkami, którą nieodmiennie polecam. Są doskonałe, gdy podaje się jeszcze ciepłe z masłem i konfiturą (u mnie zazwyczaj wiśniowa). Idealne na śniadanie, bo ich przyrządzenie jest naprawdę błyskawiczne  – pieką się w niecały kwadrans, nie wymagają długiego wyrabiania ani schładzania w lodówce. Tak naprawdę im krócej się je wyrabia, tym lepiej.
 
Przepis pochodzi z książki „GoodFood 101 Cupcakes & small bakes”, zmieniłam tylko białą mąkę na pełnoziarnistą.

Anka


Składniki:
(9 sztuk)

350 g mąki pełnoziarnistej
2 czubate łyżeczki proszku do pieczenia
4 łyżki cukru pudru (wzięłam drobny cukier)
½ łyżeczki soli
85 g zimnego masła
150 g naturalnego jogurtu
4 łyżki mleka
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego (niekoniecznie)
1 żółtko zmieszane z łyżką mleka do posmarowania

Sposób przygotowania:

Włączam piekarnik, ustawiam temperaturę 220 stopni.

W misce mieszam suche składniki. Masło kroję w kostkę, dodaję do suchych składników i jeszcze siekam nożem lub rozcieram czubkami palców na małe kawałeczki.

W drugiej misce mieszam jogurt z mlekiem i ekstraktem. Wlewam mokre składniki do suchych, krótko zagniatam ciasto.

Na stolnicy rozwałkowuję ciasto na grubość około 1,5 centymetra. Wycinam kółka o średnicy około 7-8 cm. Układam na blasze wyłożonej papierem do pieczenia lub matą silikonową (bardzo ją sobie chwalę). Smaruję żółtkiem zmieszanym z mlekiem.

Wstawiam do piekarnika na 12-15 minut.

czwartek, 18 marca 2010

Jajka po szkocku

Wiosna!
Na północnych rubieżach kraju termometr zaokienny pokazał dzisiaj osiem stopni i była to najwyższa odnotowana przeze mnie temperatura od wielu miesięcy.

Dzisiaj mam więc przepis dla tych, którzy już pakują kosze piknikowe i wybierają się na zieloną trawkę. Nie wiem co prawda gdzie ową trawkę można teraz znaleźć, może oprócz miejsc, w których przebiegają rury ciepłownicze, więc to raczej propozycja dla zdesperowanych.

No dobrze, może lepiej o tej porze roku podajcie te jajka jako ciekawostkę przy okazji Wielkanocy. Wyglądają fantastycznie i myślę, że dobrze im zrobi dowolny sos na bazie majonezu. Taki z chrzanem na przykład będzie w sam raz.

Zamiast mielonej wieprzowiny wzięłam białą kiełbasę i w efekcie otrzymałam stuprocentową potrawę wielkanocną.
Przyznam jednak, że następnym razem wezmę raczej polędwiczki wieprzowe, bo biała kiełbasa ma jak na mój gust zbyt intensywny smak i prawie nie czuć jajek.

Przepis rzecz jasna od Roux z książki „Jajka”.




Składniki:

12 jajek przepiórczych ugotowanych na twardo
½ kg mielonej polędwicy wieprzowej lub białej kiełbasy
1 pęczek szczypiorku
1 pęczek natki pietruszki
sól, pieprz
1 białko + 2 jajka
mąka i bułka tarta do panierowania
olej do smażenia

Sposób przygotowania:

W misce dokładnie mieszam mięso, drobno posiekany szczypiorek i natkę oraz białko jajka. Doprawiam solą i pieprzem.

Układam na dłoni małe placuszki z mięsa, na środku każdego układam obrane ze skorupki przepiórcze jajo i obtaczam je w mięsie formując kulkę. Staram się, żeby warstwa mięsa nie była gruba, w teorii nie powinna mieć więcej niż pół centymetra, ale przyznam, że różnie mi to wychodzi.

W miseczce roztrzepuję jajka, w osobnych naczyniach przygotowuję mąkę i bułkę tartą do panierowania. Każdą kulkę obtaczam najpierw w mące, potem w jajku, a na końcu w bułce. Staram się to robić tak, by po tych wszystkich czynnościach nadal mieć kulkę, a nie dysk.

W rondlu o grubym dnie rozgrzewam olej. Smażę na głębokim tłuszczu po kilka minut z każdej strony. Staram się nie wkładać zbyt wielu kulek na raz, żeby nie były stłoczone. Odkładam na papierowy ręcznik do osączenia.

czwartek, 28 stycznia 2010

Scones

Świeże, własnoręcznie pieczone bułeczki na śniadanie zawsze traktowałam w kategoriach Yeti. Podobno ktoś widział, ale nikt ze znanych mi osób. A już na pewno nie ja. Z prostych obliczeń wynika bowiem jasno, że gdybym chciała zrobić sobie jakieś pyszne drożdżowe wypieki na śniadanie, to musiałabym wstać o piątej a nawet o czwartej rano. Zaraz, jakie tam rano - w nocy!
Na szczęście są angielskie bułeczki śniadaniowe, które nie na darmo noszą taką nazwę. Faktycznie da się je przyrządzić w trakcie popijania porannej kawy. Nie od rzeczy jest też przygotowanie sobie poprzedniego dnia sypkich składników. Wtedy cała praca przy mieszaniu i zagniataniu zajmie nam naprawdę kilka minut, a kwadrans później można wyjąć z piekarnika pachnące, pyszne bułeczki.
Mam zresztą do nich sentyment, bo kojarzą mi się z pobytem w Dublinie. Scones, bo tak nazywają się oryginalnie, w Marks&Spencer nie miały sobie równych.

Poniżej nieco inna wersja od zapamiętanej przeze mnie, bo bez rodzynek (następnym razem pewnie dodam), a pochodzi z książki państwa Adamczewskich „Wędrówka po stołach Europy”. Bardzo polecam.




Składniki:
(na 7-8 bułeczek)

300 g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
50 g cukru pudru
szczypta soli
80 g bardzo zimnego masła
1 jajko + jedno żółtko
125 ml mleka

Sposób przygotowania:

Mieszam sypkie składniki (mąka, proszek, sól, cukier). Dodaję pokrojone w kostkę masło i siekam z mąką na drobne kawałeczki.

Jajka roztrzepuję, mieszam z mlekiem. Dodaję do reszty składników (zostawiam odrobinę płynu na dnie naczynia do posmarowania bułek) i szybko zagniatam ciasto.

Rozwałkowuję na stolnicy wysypanej mąką na gruby placek (1,5 a nawet 2 cm) i foremką lub naczyniem o ostrych brzegach wykrawam kółka. Jeśli krawędź nie będzie ostra nie powstanie charakterystyczne pęknięcie z boku bułeczki.

Smaruję bułki jajkiem z mlekiem. Wstawiam do piekarnika nagrzanego do 220 stopni i piekę około 12-15 minut.

Najlepsze są jeszcze ciepłe z masłem i konfiturą.

niedziela, 8 listopada 2009

Pudding cytrynowy

Wiadomo, że dzieci uwielbiają budynie. Cóż jednak zrobić, gdy nie jesteśmy ich amatorami, a sami też mamy ochotę na coś słodkiego? Nic prostszego! Wystarczy upiec cytrynowy pudding. Jest delikatniejszy i o niebo smaczniejszy od każdego budyniu, a przypieczona skórka w pięknym złocistobrązowym kolorze stanowi przyjemne zwieńczenie deseru. W dodatku przygotowuje się go banalnie prosto.
Przepis pochodzi z książki Jamiego Olivera „Lubię gotować”.




Składniki:

  • 60 g miękkiego masła
  • 100 g cukru
  • 2 łyżeczki cukru waniliowego (niekoniecznie)
  • 1 cytryna
  • 2 jajka
  • 60 g mąki
  • 290 ml mleka

Sposób przygotowania:

Zaczynam od przygotowania wszystkich składników. Przesiewam mąkę, odmierzam cukier, mleko i masło, oddzielam żółtka od białek, dokładnie myję i sparzam cytrynę. Dzięki temu, gdy już włączę mikser, samo zrobienie ciasta zajmie mi kilka chwil.
Włączam piekarnik na 200 stopni i wstawiam wodę w czajniku – przyda się, bo pudding piecze się w kąpieli wodnej.

W wysokiej misce (ciasto będzie rzadkie – chlapie!) ucieram masło, cukier i skórkę startą z cytryny. Nie przerywając ucierania (chyba, że akurat dziecko niefortunnie zeskoczyło z kanapy i cierpi, bynajmniej nie w milczeniu) dodaję żółtka, a potem mąkę. Na koniec wlewam mleko i sok wyciśnięty z połowy cytryny. Wszystko dokładnie miksuję.
Ubijam pianę z białek i wlewam do niej przygotowaną masę. Starannie, ale delikatnie mieszam wszystko i wlewam do posmarowanego tłuszczem naczynia żaroodpornego.

Wstawiam do piekarnika na 40-45 minut (woda ma sięgać do około ¾ wysokości naczynia, ale można też naczynie postawić na kratce, a tuż pod nim umieścić blachę z wodą).

W przepisie pominęłam proszek do pieczenia. Moim zdaniem z korzyścią dla smaku, ale jeśli ktoś czuje potrzebę, to może dosypać płaską łyżeczkę.
Related Posts with Thumbnails
/*Google anatytics */