Pokazywanie postów oznaczonych etykietą chili. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą chili. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 17 kwietnia 2012

Udka kurczaka pieczone z imbirem, pomarańczami i chilli

Mąż w delegacji, dzieci w placówkach – w końcu mogę gotować tylko dla siebie, tak jak lubię, bez oglądania się na upodobania innych. Każdy gotujący dla bliskich jest skazany bowiem na kompromisy: albo gotować potrawy, które lubi rodzina, albo gotować dwa obiady. Czasem uda się trafić, że wszyscy lubią to samo. W naszym domu ja wyraźnie idę w stronę eksperymentów i testowania nowych przepisów, a Mąż woli sprawdzoną klasykę, nieobciążoną ryzykiem braku obiadu. Tyle mojego testowania, co go nie ma w domu.

I tak odkryłam danie bardzo szybkie, nieskomplikowane, przyjemne i pyszne – udka kurzęce pieczone z pomarańczą, z nutą imbiru i chilli. Podstawowy przepis wzięłam od Majki.



Chuda

Składniki dla 1 osoby:
  • 2 małe udka (zwane w zależności do regionu „udzikami”, „drumstikami” albo „pałkami”
  • 2 średnie ziemniaki
  • 1 mała pomarańcza
  • 3 łyżki oliwy z oliwek
  • 1 łyżeczka tymianku
  • 2 cm kawałek korzenia imbiru
  • chilli (marynowane krojone w paseczki), kilka paseczków na koniec widelca
  • ½ łyżeczki soli
Sposób przygotowania:

Udka myję i osuszam.

Imbir ścieram na tarce, mieszam z oliwą, solą i chilli. Polewam mięso przygotowaną marynatą i odstawiam na bok.

Pamarańcze zanurzam na kilka minut we wrzątku i kroję na półplasterki. Ziemniaki obieram i kroję na cienkie plasterki (do 5 mm grubości).

Foremkę do pieczenia smaruję masłem, układam udka w marynacie, przekładam je plasterkami pomarańczy i obkładam ziemniakami. Ziemniaki solę i posypuję tymiankiem.

Piekę ok. 1 godziny, aż mięso się zarumieni i ziemniaki zmiękną (moje mogłyby zarumienić się bardziej, ale pędziłam po dzieci do placówek). Podaję z zieloną sałatą z dodatkiem pomidorów, rzodkiewki i łyżki oliwy. Wyborne!

piątek, 12 sierpnia 2011

Sałatka makaronowa z pomidorami, awokado i kolendrą


Kiedy jest bardzo gorąco i nie chce się stać nad kuchnią, człowiek od razu robi się bardziej kreatywny. Nie żeby zbyt wysoka temperatura była problemem dnia dzisiejszego, wręcz przeciwnie, ale tego lata zdarzyło się kilka ciepłych dni i właśnie wtedy zrobiłam sobie poniższą sałatkę.

Takie zestawienie po prostu musiało dobrze smakować.

O miłości do kolendry pisałam już niejednokrotnie, dodanie soku z limonki tylko poprawia smak, a że miałam ochotę na nutę azjatycką, więc wlałam jeszcze sos sojowy.

I miałam bardzo smaczny i nieskomplikowany obiad na zimno.

Anka


Składniki:
(na jedną osobę)
  • 3-4 garści ugotowanego makaronu (np. świderki)
  • 2-3 pomidory
  • 1 awokado
  • ½ ostrej papryczki (miałam jalapeno w zalewie)
  • pęczek świeżych liści kolendry
sos:
  • 1 łyżka soku z limonki
  • 1 łyżka sosu sojowego
  • 2-3 łyżki oliwy
  • 1 ząbek czosnku
  • sól, pieprz

Sposób przygotowania:

Na początek uwagi techniczne:

Sałatka byłaby jeszcze lepsza z makaronem sojowym lub ryżowym, ale tego akurat nie miałam.

Sosu wyszło trochę za dużo jak na tę ilość składników, jeśli chcecie wykorzystać później czosnkowo-limonkową oliwę, to po prostu nie dodawajcie sosu sojowego mieszając dressing, tylko polejcie nim na końcu całą sałatkę.

Przygotowuję sos: w moździerzu rozcieram ząbek czosnku z solą i pieprzem, dodaję sok z limonki i sos sojowy, a na końcu oliwę i dokładnie mieszam. Czosnek można też na przykład zetrzeć na tarce.

Pomidory obieram ze skórki (przelewam wrzątkiem lub po prostu obieram ostrym nożem), wykrawam fragment zdrewniałej łodygi, wybieram pestki i kroję w kostkę.

Awokado przekrawam na pół, wyjmuję pestkę, a potem łyżką wyjmuję owoc ze skórki i kroję w kostkę.

Ostrą papryczkę bardzo drobno siekam, można dać więcej jeśli ktoś lubi. Kolendrę kroję niezbyt dokładnie.

Mieszam w misce wszystkie składniki, polewam sosem, skrapiam jeszcze dodatkowo sokiem z limonki (niekoniecznie) i wszystko mieszam. Na końcu posypuję posiekanymi liśćmi kolendry.

wtorek, 26 kwietnia 2011

Pikantna zupa krem z marchewki

Marchewkową zupę można zrobić na wiele sposobów. Od razu przychodzi mi na myśl wersja z pomarańczą – na pewno byłaby pyszna. Tym razem jednak miałam ochotę na coś naprawdę ostrego, co jednocześnie oznacza, że taką potrawę zazwyczaj jem sama. Dlatego zrobiłam niewiele, zaledwie z dwóch szklanek bulionu.

Wzięłam wszystko co najlepsze: imbir, czosnek i chili, a do tego słodką marchewkę – zestaw idealny. I kiedy już w garnku zaczęło bulgotać, a kuchnia napełniła się pięknym aromatem, zamyśliłam się głęboko.

Przypomniałam sobie wielkość papryczki chili oraz moją niefrasobliwość w oczyszczaniu jej z pestek i błon. A raczej lenistwo, bo w ogóle nie zawracałam sobie tym głowy.

Zatrzymałam się niezdecydowana.

Łyżka zawisła tuż nad garnkiem.

Spróbować, czy lepiej nie?

Wreszcie skapitulowałam i sięgnęłam do lodówki po mleko. Nie jest to niezbędny dodatek, ale sprawdza się doskonale łagodząc pikantne składniki.

A gdybym miała w domu mleczko kokosowe! Ha! Myślę, że byłoby jeszcze ciekawiej.

Oczywiście można też na koniec dodać po prostu śmietankę, zależy jak lubicie.

Tak czy inaczej – zupa wyszła przepyszna.

Anka

Składniki:
  • 2-3 marchewki (raczej z tych większych)
  • 1 mała cebula
  • 3 ząbki czosnku
  • kawałek imbiru (wielkości kciuka)
  • 1 czerwona papryczka chili
  • 1 łyżeczka kolendry
  • 1 łyżeczka kuminu
  • sól, pieprz
  • ½ litra bulionu
  • ½ szklanki mleka
  • oliwa do smażenia
  • świeża kolendra (do podania)

Sposób przygotowania:

Cebulę drobno kroję, czosnek i papryczkę (oczyszczoną z pestek lub nie, w zależności od upodobań) drobno siekam, imbir ścieram na tarce. Marchewkę obieram i kroję na plasterki.

Na oliwie podsmażam cebulę aż zmięknie, odrobinę doprawiam solą i pieprzem oraz dodaję kumin i kolendrę. Dodaję czosnek, chili i imbir, smażę jeszcze jakieś dwie minuty.

Dodaję marchewkę, zalewam bulionem i mlekiem, gotuję aż marchewka będzie miękka – wydaje mi się, że zajęło to około 20 minut lub więcej.

Miksuję zupę. 

Podaję na przykład z grzankami posypaną świeżą kolendrą - kolendra jest tu po prostu niezastąpiona!

wtorek, 28 grudnia 2010

Łosoś w pikantnej cebuli

Zazwyczaj gotuję głównie dla reszty rodziny. Owszem, przyzwyczaiłam ich już do zapachu kuminu w potrawach, czosnek przyjmują z całym dobrodziejstwem inwentarza, a mąż jak się okazało lubi nawet świeżą kolendrę.
Niemniej w ten dni, gdy zostaję z chorymi dziećmi w domu obowiązkowo powinien pojawić się rosół lub pomidorowa, spaghetti z sosem pomidorowym albo cokolwiek co w jakiś sposób przypomina sos pomidorowy z makaronem. „Tylko bez warzyw” oświadcza Jagoda i wydłubuje mikroskopijne kawałki cebuli.

Nuda.

Dlatego od czasu do czasu robię coś specjalnie dla siebie. Nie żałuję chili, wrzucam pędy bambusa i doprawiam tak jak lubię.

Za tę rybkę daję sobie 10 punktów na 10. Uwielbiam takie rzeczy. Szkoda tylko, że nie miałam świeżej kolendry, bo pasowałaby idealnie, ale z braku laku i natka pietruszki się nada.

Inspirację znalazłam na tej stronie.

Anka


Składniki:
  • 2 filety z łososia
  • 2 cebule
  • 2-3 ząbki czosnku
  • ½ papryczki chili
  • 2-3 łyżki sosu sojowego
  • 2 łyżeczki miodu
  • 1 łyżeczka sosu ostrygowego (niekoniecznie)
  • sok z połowy cytryny
  • świeża kolendra lub natka, grubo posiekana
  • oliwa do smażenia
Sposób przygotowania:

Cebulę kroję w półtalarki, czosnek i chili na plasterki. Co do chili, to miałam naprawdę sporą papryczkę i zostawiłam w środku pestki – to danie powinno być ostre.

Na dużej patelni podsmażam na oliwie cebulę aż zmięknie. Dodaję czosnek i chili, smażę jeszcze minutkę i wlewam około pół szklanki wody. Dodaję sos sojowy, miód i sos ostrygowy. Wszystko dokładnie mieszam i trochę odparowuję.

Umyte i osuszone filety układam na patelni, zmniejszam ogień i przykrywam patelnię pokrywką. Zostawiam tak na kilka minut – łosoś ma pozostać w środku różowy.

Na koniec skrapiam wszystko sokiem z cytryny.

Posypuję posiekaną zieleniną.

piątek, 8 października 2010

Sałatka z fasolki szparagowej z pieczonym mięsem w sosie miodowo-musztardowym

Dzisiaj rano termometr zaokienny wskazał dwa stopnie poniżej zera.
Jesienią moje myśli automatycznie kierują się w stronę mielonych, jajecznicy na boczku i ziemniaczanej zupy z grzybami.
Słońce jeszcze jednak świeci, a ja podejmuję kolejna próbę zmiany rozmiaru na mniejszy, więc rodzinie przyrządzam rosół z makaronem, a sama eksperymentuję z sałatkami. Te wieczorne są lżejsze, ale rano muszę się jednak najeść. Dlatego ta propozycja wcale nie jest dietetyczna, za to bardzo smaczna.

A przy okazji sałatek: jestem pod wrażeniem! Wasze komentarze pod konkursem będą prawdziwą kopalnią pomysłów na szybką i smaczną przekąskę. Jesteście niesamowicie pomysłowi i z chęcią przetestuje wiele z podanych przepisów. Szczególnie cieszą mnie te z brokułami :)



Składniki:
(1-2 porcje, zależy czy potraktujemy jako samodzielny posiłek, czy tylko przekąskę)

2 garści zielonych liści (sprawdzą się różne: roszponka, mieszanka sałat, sałata karbowana i zwykła krucha też)
2 garści fasolki szparagowej
kilka plastrów pieczonej wieprzowiny lub wołowiny (u mnie był pieczony chudy boczek)
½ papryczki chili
1-2 jajka

sos:
1 łyżka miodu
1 łyżeczka musztardy
sok z połowy cytryny
sól, pieprz
2-3 łyżki oliwy

Sposób przygotowania:

Fasolkę myję, odcinam końcówki i gotuję kilka minut w wodzie z dodatkiem soli i cukru. Odcedzam, studzę.

Chili myję, kroję na cienkie plasterki. Jeśli chcę by nie była zbyt ostra – nożem z ostrym czubkiem wyskrobuję ze środka nasiona oraz białą błonkę i dopiero wtedy kroję.

W szerokim garnku wstawiam wodę z dodatkiem octu do ugotowania jajka w koszulce. Wody musi być na wysokość kilku centymetrów, a octu solidnych kilka łyżek. Nie dodaję soli.

Czekając na wodę, przygotowuję sos. W miseczce mieszam ze sobą płynny miód (jeśli się scukrzył wystarczy go krótko podgrzać w kuchence mikrofalowej lub kąpieli wodnej), musztardę, sok z cytryny, sól i pieprz. Na koniec dodaję oliwę, znowu dokładnie mieszam. Sprawdzam, czy mi smakuje.

Na talerzu układam umyte i osuszone liście sałaty, na to kładę ugotowaną fasolkę szparagową pokrojoną na wygodne do jedzenia kawałki. Potem wrzucam pokrojone na mniejsze części plasterki pieczeni i wreszcie jaskrawo czerwone plasterki chili.

Wszystko już przygotowane, czas na moment kulminacyjny.
Najpierw jajko w koszulce.
Wybijam jajko do miseczki tak, by nie uszkodzić żółtka i gdy zagotuje się woda z octem delikatnie wkładam jajko. Można wcześniej zamieszać wodę w garnku a jajko włożyć w środek powstałego wiru. Woda powinna się gotować powoli.
Gotuję przez około półtorej minuty. Wyjmuję łyżką cedzakową. Przycinam nożem białko, żeby uzyskać ładny owalny kształt.
Tu podpowiem, że jajka w koszulce wychodzą idealnie, gdy ma się świeże jajka dobrej jakości. Jeśli rozbijecie jajko na miseczkę, to białko powinno składać się z dwóch części: zwartej, otaczającej żółtko i zewnętrznej - bardziej płynnej. Tak jak na zdjęciu.


Polewam sałatkę sosem, na wierzchu układam jajko w koszulce.

Oczywiście sałatkę można zjeść bez jajek w koszulkach, ale kto raz spróbował, ten będzie je robił regularnie :)

Smacznego.

środa, 15 września 2010

Zupa z pieczonej papryki

Zupy z pieczonych warzyw zawsze są pyszne. Najczęściej przygotowuję je zimą, ale pieczona papryka to zupełnie inna sprawa. Pieczona papryka jest dobra na każdą porę roku, a jesienią jest wręcz obowiązkowa.

Ta zupa jest bardzo skromna, zależało mi na wyraźnym smaku papryki, więc dodatków nie ma zbyt wiele.
Chili sprawia, że zupa raczej nie nadaje się dla dzieci, zawsze jednak można ograniczyć jego ilość. Chociaż warto pamiętać, że zaczął się nowy sezon chorób , a nic tak nie udrażnia nosa jak porządna porcja chili (tak, tak, dzisiaj miałam obydwoje dzieci w domu, ale przynajmniej Jagoda nie ma już czterdziestu stopni, więc idzie ku lepszemu).

W razie czego wlejcie więcej śmietanki. Nabiał neutralizuje kapsaicynę, czyli substancję odpowiedzialną za ostry smak papryki. Albo zjedzcie na deser lody.

Na blasze zmieści się zdecydowanie więcej papryki, więc może dołóżcie jeszcze ze dwie sztuki. Można je potem zjeść z oliwą i przyprawami jako dodatek do mięs lub serów, na kanapce, albo bez dodatków, jeszcze ciepłe, podczas obierania – u mnie zazwyczaj tak to wygląda ;)



Składniki:

3 duże czerwone papryki
1 papryczka chili
1 czerwona cebula
2 ząbki czosnku
¾ litra bulionu
100 ml śmietanki 12% (lub według uznania)
sól, pieprz
świeże liście bazylii

[Listonic]

Sposób przygotowania:

Papryki myję, przekrawam na pół i pozbawiam gniazd nasiennych. Układam na blasze wyłożonej papierem do pieczenia skórką do góry. Chili tylko myję i kładę na blachę w całości.

Cebulę obieram, kroję na cząstki. Kładę kawałki cebuli obok papryki. Dokładam ząbki czosnku. Skrapiam czosnek i cebulę odrobiną oliwy.

Wstawiam warzywa do piekarnika nagrzanego do 200 stopni (u mnie grill i termoobieg). Zostawiam na 20-30 minut aż skórka papryki miejscami sczernieje i pojawią się pęcherze. Przy takim ustawieniu piekarnika istnieje niebezpieczeństwo, że cebula trochę się przypali, więc w połowie pieczenia przykrywam ją folią aluminiową. Przykrytą cebulę można zostawić w piekarniku dłużej niż paprykę, a jeśli ktoś się boi, że się zwęgli, to można po prostu podsmażyć na odrobinie oliwy lub masła. Tylko po co dodatkowo wyciągać patelnię.

Gorącą paprykę szybko przekładam do miski i szczelnie przykrywam folią. Zostawiam aż trochę przestygnie. Niektórzy wkładają do worka foliowego, zróbcie jak Wam wygodniej.
Zdejmuję skórkę z papryki. Chili dodatkowo przekrawam i usuwam pestki.



Zagotowuję bulion, dodaję do niego cebulę, czosnek wyciśnięty z łupinki i paprykę bez skóry. Gotuję kilka minut, dokładnie miksuję. Doprawiam solą i pieprzem. Dodaję śmietankę i posypuję posiekaną bazylią.

poniedziałek, 13 września 2010

Leczo Chochelki Grubszej i zabawa w "co lubię"

Jakiś czas temu (tu Chochelki biją się w piersi, bo sporo tego czasu już minęło) Dagmara, autorka wspaniałego blogu Z piekarnika, zaprosiła nas do zabawy w „co lubię”.

Wreszcie udało nam się ustalić wspólną wersję, więc niniejszym ją przedstawiamy.

Chochelki, jako osoby z gruntu pogodne, lubią mnóstwo rzeczy. Wymienienie ich, nawet pobieżne, uśpiłoby zdecydowaną większość przemiłych Czytelników, więc Chochelki postarają się o zwięzłość wypowiedzi i skrócą listę do pięciu rzeczy. Nie podejmujemy się natomiast wyznaczenia kolejnych osób do zabawy, to już nas przerasta :)

Chochelki lubią:

1.Czytać – akurat czytanie trudno zaliczyć do działalności kulinarnej, ale przecież Chochelki od zawsze czytają przy jedzeniu i w ogóle nie wyobrażają sobie życia bez książek, więc czytanie musi być na pierwszym miejscu i basta!

2. Jeść – co prawda patrząc na Chudą trudno w to uwierzyć, ale za to Chochelka Grubsza wyrabia normę za obie autorki bloga :)

3. Czytelników Chochelkowego bloga – patrzymy na rosnące statystyki odwiedzin bloga i nieodmiennie wzrusza nas fakt, że naprawdę nas czytacie i jeszcze gotujecie z naszych przepisów. W dodatku chce się Wam odezwać w komentarzach! Chwała Wam za to drodzy Czytelnicy i oby ciasta zawsze się Wam udawały! :)

4. Jeść poza domem – to osobna kategoria, bo nie ma nic przyjemniejszego niż podsunięte pod nos jedzenie przygotowane przez kogoś innego oraz świadomość, że ktoś jeszcze inny potem posprząta.

5. Rozdawać prezenty – dostawać też lubimy, nie będziemy przeczyć, ale ponieważ (jak wspominałyśmy w punkcie trzecim), mamy ogromną słabość do naszych Czytelników, to gdy już rozdamy gofrownice, zorganizujemy następny konkurs.


A teraz wracamy do naszej standardowej działalności. Oto leczo według Chochelki Grubszej. Bowiem ilu kucharzy, tyle wersji leczo. Przy czym wiele osób uznaje swoją wersję za jedynie słuszną i z zapałem zwalcza inne możliwości.
Bynajmniej nie zamierzam tego robić, bo mieszanki warzywne to jedne z moich ulubionych dań. Zresztą kuchnia to nie apteka, a raczej wymarzone miejsce do eksperymentów.

Jednak kiedy biorę się za prawdziwe (według mnie) leczo, lista składników nie jest zbyt długa. I wychodzi absolutnie perfekcyjny obiad.

A gdy już znudzi się Wam taka wersja, zacznijcie eksperymentować :)

Mam nadzieję, że nic nie pokręcę przy tym wpisie, bo Jagoda siedzi mi na kolanach i aktywnie uczestniczy we wstawianiu przepisu :)




Składniki:

1 kg pomidorów
1-1,5 kg czerwonej papryki
1 papryczka chili
½ kg cebuli
20 dag wędzonego boczku
1-2 łyżeczki mielonej papryki
sól, pieprz
smalec lub olej do smażenia
ewentualnie: łyżka koncentratu pomidorowego

Sposób przygotowania:

Najpierw przygotowuję wszystkie niezbędne składniki. Tak jak na poniższym zdjęciu. Co prawda nie ma na nim tłuszczu do smażenia ani papryki w proszku, ale za to cebula jest już pokrojona. Kilogram pomidorów to mniej więcej dwa wielkie pomidory malinowe. Papryk będzie trzeba przynajmniej 4-5 sztuk i tyle samo średnich cebul.



Cebulę najpierw kroję na pół. Odcinam końce i obieram.
Kroję w półplasterki.
Jeśli ktoś jest wyjątkowo wrażliwy i zawsze płacze przed krojeniem cebuli, proponuję włożenie jej na kilka minut do zamrażalnika przed tą operacją.



Paprykę myję, przekrawam na pół, wybieram gniazda nasienne i pestki. Kroję na ćwiartki, a potem w paski. Nie powinny być zbyt drobne – wszak papryka to serce tego dania.



Papryczkę chili myję i drobno kroję. Decyzję o tym czy wyjąć ze środka pestki podejmujemy w zależności od tego jaka jest nasza odporność ostre potrawy. Jeśli lubimy pikantny smak, wrzucamy wszystko, natomiast jeśli ktoś obawia się pieczenia, powinien dokładnie oczyścić wnętrze papryczki, a najlepiej wrzucić tylko połowę chili.



Wybór pomidorów to istotna sprawa. Moje ulubione to pomidory malinowe. Są bardzo mięsiste i słodkie. Idealnie nadają się do potraw tego typu.
Pomidory myję, zalewam wrzącą wodą i odstawiam na kilka minut. Literatura fachowa podaje, by naciąć je u góry na krzyż, ale jeśli pomidory są dojrzałe, to wcale nie jest to konieczne. Skórka i tak pięknie schodzi, wystarczy zaczepić paznokciem (czy też nożem) w dowolnym miejscu. Sami popatrzcie.



Po zdjęciu skóry wycinam szypułkę (tak by nie zostawić twardych części), przekrawam pomidory na pół i wyjmuję pestki. Najwygodniej kroić w poprzek, tak jak widać na zdjęciu. Wtedy wystarczy wziąć połówkę warzywa do ręki, lekko ścisnąć i pestki same wypadają do miski.



Miąższ pomidorów kroję w kostkę.
Jeśli macie lenia, albo pomidory nie smakują już pomidorami, weźcie dwie puszki pomidorów bez skóry. Tylko wtedy bardzo możliwe, że przyda się mała łyżeczka cukru dla przełamania kwaskowego smaku. Malinówki są o niebo smaczniejsze.

Boczek kroję w słupki lub kostkę.

Na dużej patelni podsmażam boczek. Lekko go przyrumieniam. Jeśli jest bardzo chudy, dodaję łyżkę oleju lub smalcu. Łyżką cedzakową przekładam boczek do dużego garnka.
Naturalnie można wszystko od razu smażyć w dużym garnku z grubym dnem.
Jeśli chodzi o wybór tłuszczu, to prawdziwe leczo przyrządza się na smalcu, ale sama niespecjalnie stosuję się do tej zasady, bo prawie nigdy nie mam smalcu w lodówce.

Na pozostały tłuszcz wrzucam cebulę. Jeśli trzeba, dodaję jeszcze odrobinę tłuszczu. Posypuję cebulę solą i świeżo zmielonym czarnym pieprzem, smażę kilka minut aż zmięknie. Dodaję paprykę w proszku.



Tu warto się jednak zatrzymać na chwilę. Papryki nie wsypuję na gorący tłuszcz, tylko zestawiam na chwilę patelnię z ognia i czekam aż zawartość lekko przestygnie. Jeśli się spieszę, a wszystkie warzywa mam już pokrojone i groziłby mi przestój w kuchni, dolewam łyżkę zimnej wody i dopiero wtedy wsypuję paprykę. Mieszam.
Prawda jaki piękny kolor?



Cebulę dorzucam do boczku.
Stawiam garnek na ogniu, dodaję paprykę i pomidory. Chwilę gotuję na dużym ogniu, po czym zmniejszam ogień, przykrywam i duszę około 20 minut. Ważne by papryka się nie rozgotowała.
Tutaj odbiegam trochę od oryginału, który należałoby bardziej odparować, ale moje dzieci uwielbiają wszystko co przypomina zupę, a powstały sos jest naprawdę przepyszny.

Doprawiam do smaku solą i pieprzem. Czasami dodaję łyżkę koncentratu pomidorowego, ale to zdecydowanie nie jest składnik dla ortodoksów.

Podaję ze świeżym pieczywem.

Leczo z powodzeniem można mrozić.

Smacznego!

piątek, 27 sierpnia 2010

Dip paprykowy

O tej porze roku wystarczy kilka warzyw, sprawny piekarnik i na talerzu lądują prawdziwe pyszności. Szczególnie dotyczy to papryki, wystarczy ją opiec (niektórzy robią to nad gazem, ale ja niestety mam tylko elektryczną kuchenkę), zdjąć skórkę i, jeśli uda mi się nie zjeść jej od razu, co wymaga maksimum silnej woli, zmiksować z kilkoma dodatkami. Pyszny sos!

Zresztą wszystkie warzywa nabierają fantastycznego smaku w piekarniku.
A u mnie dzisiaj pada deszcz. Pewnie znowu sobie coś upiekę.




Składniki:

2 czerwone papryki
1 papryczka chili
2 ząbki czosnku
2 małe cebule (u mnie czerwona i biała)
sól, pieprz,
około 3 łyżek oliwy (można dodać więcej)
po 1 garści liści mięty i bazylii

[Listonic]

Sposób przygotowania:

Rozgrzewam piekarnik (grill z termoobiegiem) do 200 stopni.

Paprykę myję, przekrawam na pół i wyjmuję gniazda nasienne. Kładę na blasze wyłożonej papierem do pieczenia skórką do góry. Wstawiam do piekarnika na co najmniej 20 minut – skórka musi już lekko sczernieć i będą pod nią widoczne pęcherzyki powietrza.
Razem z papryką piekę resztę warzyw. Chili i czosnek kładę w całości, cebule przekrawam na ćwiartki i skrapiam oliwą. Zostawiam je kilka minut dłużej, tylko chili wyjmuję razem z papryką.

Przekładam upieczoną paprykę do miski i dokładnie przykrywam folią. Kiedy już przestygną tak, że jestem w stanie wziąć je w ręce – zdejmuję skórkę.

Zdejmuję skórkę z papryczki chili (była w misce razem z papryką), przekrawam na pół i wyjmuję pestki. Oczywiście to oznacza bardzo łagodną wersję, ale presja rodziny jest zbyt silna ;) Osobiście wolę ostrzejszy smak. Wtedy zostawiam pestki albo biorę dwie papryczki.

Czosnek wyciskam z łupinki.

Obrane papryki, chili, czosnek i cebulę wrzucam do blendera. Doprawiam solą i pieprzem, dodaję liście bazylii i mięty, polewam oliwą. Wszystko dokładnie miksuję.

Oczywiście można dip przetrzeć przez sito, ale mi nie przeszkadza lekko grudkowata konsystencja, nawet taką wolę.

Tym razem zjadłam z grillowaną cukinią, Szymon zażądał zmieszania dipu z ryżem, a potem obydwoje z upodobaniem smarowaliśmy nim sobie wędlinę na kanapkach.

niedziela, 16 maja 2010

Czerwona salsa

Ta salsa weszła przebojem do mojego kuchennego repertuaru. Jedyny problem to jej sfotografowanie, bo jakoś nigdy nie udaje mi się zrobić odpowiedniej ilości by przetrwała dłużej. A szkoda, bo można ją nawet kilka dni trzymać w lodówce, więc nie ma potrzeby by siekać wszystkie składniki codziennie. Przyznam jednak, że nie lubię żadnych sałatek z poprzedniego dnia i jednak wolę robić mniejsze ilości. Dlatego, gdy tylko udało mi się strzelić fotkę, od razu spieszę Wam o niej opowiedzieć.

Połączenie limonki i kolendry uważam za absolutny strzał w dziesiątkę. Dzięki nim salsa jest odświeżająca i chłodząca, w sam raz na upalne dni (których co prawda jeszcze nie doświadczyliśmy w tym roku, ale wciąż żyjemy nadzieją na możliwość narzekania na wysokie temperatury). Do tego ostra papryka i słodkie pomidory oraz odrobina czosnku – prawdziwe niebo w gębie.
Ostrość salsy wyregulujcie sami, ale niech ten pikantny smak będzie wyraźnie wyczuwalny.

Salsę będę podawała jako dodatek do mięs, serów, jajek i warzyw. Albo zjem bez niczego. Salsa oznacza sos, ale ja kroję pomidory dość grubo i ten sposób przygotowania przypomina mi raczej sałatkę, więc umieściłam ją w obydwu kategoriach.

Pomysł na salsę zaczerpnęłam z przepisu Jacquesa Pepina.

Tym przepisem biorę udział w akcji "Z widelcem przez kuchnię obu Ameryk".




Składniki:

1 nieduża czerwona cebula
ok. 300 g dobrych pomidorów
papryczka jalapeno (użyłam takiej z zalewy, można użyć dowolnej ostrej papryki)
1 ząbek czosnku
sok z połowy limonki
duża garść posiekanych liści kolendry
sól, pieprz
2-3 łyżki oliwy

Sposób przygotowania:

Cebulę kroję w piórka, przelewam na sicie zimną wodą, żeby trochę złagodniała.
Dokładnie osączam, ewentualnie osuszam na ręczniku papierowym.
Wkładam do miski i zalewam sokiem z limonki. Jeśli dłużej potrzymam cebulę w soku z limonki, to często pomijam etap z przelewaniem cebuli wodą, sok zadziała podobnie.

Pomidory kroję w kostkę 1-1,5 cm (razem ze skórką i pestkami), papryczkę drobno siekam. Czosnek miażdżę płaską stroną noża, bardzo drobno siekam. Siekam kolendrę.

Do miski z cebulą dokładam, pomidory, paprykę, czosnek, kolendrę, doprawiam solą i pieprzem, polewam oliwą. Delikatnie mieszam.

środa, 10 lutego 2010

Boca negra

Aksamitnie czekoladowy deser z dodatkiem pikanterii. Coś dla wielbicieli połączenia czekolady i chili.

Czyli nie dla mnie, bo, jak się okazało, nie przepadam.

Następny wypiek tego typu zrobię już bez chili. Co prawda Szymon (lat 4) zjadł zawartość miseczki w błyskawicznym tempie i upominał się o jeszcze, ale w wersji dla siebie wrzucę tam raczej skórkę pomarańczową.

Przepis znalazłam tutaj.

Ach, znowu obcojęzyczna nazwa. Wybaczycie mi? „Czarne usta” brzmią jakoś głupio ;)

Aktualności: pojawił się alfabetyczny spis treści. Link po prawej stronie.




Składniki:
(5 ramekinów o średnicy 8 cm)

150 g czekolady
80 g masła
3-4 łyżki świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy
½ szklanki cukru
2 łyżeczki mąki
1 łyżeczka sproszkowanego chili (moim zdaniem lepiej, żeby była płaska)

Sposób przygotowania:

Sok z pomarańczy wlewam do małego rondelka, wsypuję cukier i podgrzewam na małym ogniu nie zapominając o mieszaniu.

Czekoladę łamię na małe kawałki, wrzucam do miski i zalewam gorącym sokiem z cukrem. Energicznie mieszam, a gdy czekolada już całkiem się rozpuści dodaję pokrojone w kostkę masło, które również musi się rozpuścić, tak bym otrzymała w misce gładką, lśniącą czekoladową masę.

Już na tym etapie nieźle wygląda.

Teraz pozostaje dodać mąkę, sól i chili (najlepiej uprzednio zmieszane w miseczce) i nałożyć do posmarowanych masłem ramekinów.

Deser piekę w temperaturze 180 stopni w kąpieli wodnej, co w tym przypadku jest banalnie proste i wymaga ustawienia ramekinów w większej blaszce i wlania do niej gorącej wody z czajnika gdzieś do połowy wysokości foremek.

Wyjmuję po około 40-50 minutach, na wierzchu powinna utworzyć się skorupka, a w środku czeka na nas miękka, pikantna słodycz.

niedziela, 22 listopada 2009

Kurczak w sosie pieczarkowo-paprykowym

Jeśli ktoś tak jak ja należy do zagorzałych wielbicieli wszelkich grzybów, to takie dania z pewnością są dla niego. Jeśli jeszcze w dodatku lubi proste mieszanki mięsno-warzywne, to polecam to zestawienie.
Cebula, papryka i pieczarki nigdy nie zawodzą, a sposób przygotowania należy do gatunku tych najprostszych. Nic więc dziwnego, że różne wariacje tej potrawy pojawiają się regularnie na moim stole.


 


Składniki:
(3 porcje)

1 pierś kurczaka
1 cebula
2 ząbki czosnku
1 czerwona papryka
1 papryczka chili
50 dkg pieczarek
natka pietruszki
sól, pieprz, curry
olej do smażenia
ewentualnie śmietana wymieszana z mąką do zagęszczenia

Sposób przygotowania:

Pierś kurczaka myję, kroję na kawałki, posypuję solą i pieprzem, szybko obsmażam na mocno rozgrzanym oleju.

Do mięsa dorzucam drobno pokrojoną cebulę. Czosnek lekko miażdżę nożem, obieram i kroję w plasterki, chili myję, usuwam pestki i drobno siekam. Paprykę myję i kroję w słupki. Dodaję czosnek, paprykę i chili, posypuję solą, pieprzem oraz curry i smażę jeszcze kilka minut.

Pieczarki myję, odcinam ogonki i kroję w plastry. Przy okazji pozostawiam Wam decyzję, czy obieracie czy nie, u mnie zależy to głównie od wyglądu pieczarek, jeśli są ładne i białe, to zazwyczaj zostawiam skórkę, jeśli stare i brązowe to obowiązkowo obieram, bo inaczej odbierają mi apetyt. Mycie pieczarek to też delikatna kwestia, jeśli trzymamy je pod wodą zbyt długo, to bardzo nasiąkają i robią się gumowate, dlatego lepiej krótko je opłukać trzymając ogonkiem do dołu, bo blaszki najbardziej chłoną wodę. Niektórzy podobno wcale nie myją, tylko czyszczą szczoteczką, co i mi czasami się zdarza.

Tu pozwolę sobie na dygresję. Niegdyś widziałam pewną Panią z Autorytetem, która wypowiadała się na temat mycia owoców. Gdy doszła do drobiazgu w rodzaju czereśni, truskawek czy wiśni proponowała wrzucanie owoców do zatkanego zlewu napełnionego wodą z, uwaga!, dodatkiem mydła. Pomijam czereśnie, które są takiej budowy, że to mydło od biedy udałoby się wypłukać, ale pomysł o moczeniu truskawek w detergencie wzbudził moją żywiołową radość. Koktajl truskawkowy z bąbelkami gwarantowany.

Ale wracam do mojego obiadu. Papryczka już się podsmażyła, więc dokładam pokrojone pieczarki i wszystko duszę na małym ogniu. Ile? Zależy od tego kiedy wstawiłam wodę na makaron, ale staram się nie przekroczyć kwadransa. Wrzucam posiekaną natkę pietruszki i, jeśli akurat nie boję się dodatkowych kalorii, zagęszczam śmietaną wymieszaną z mąką. Obie wersje są smaczne, ale przy tej śmietanowej, jeśli podczas duszenia doleję jeszcze wody lub bulionu, zyskuję bardzo smakowity sos.

Podaję z makaronem lub z ryżem.

niedziela, 15 listopada 2009

Wołowina z porami i cebulą

Podobno najlepsza na świecie wołowina jest w Urugwaju. Tamtejsze steki nie mają sobie równych, a Carpaccio to niemal dzieło sztuki.
Co prawda mamy niewielkie szanse na kawałek świeżego mięsa pochodzący z tamtych stron świata, ale zapewniam, że jeśli przygotujecie wołowinę w sposób podany poniżej, nikt nie pozostanie jej obojętny. Trzeba tylko pamiętać, by przynajmniej 12 godzin wcześniej zamarynować mięso, a następnego dnia całość przygotowań zajmie nam nie więcej niż pół godziny.




Składniki:
(na 3 porcje)

500 g wołowiny bardzo dobrej jakości
2 duże cebule
4 pory
olej do smażenia

marynata:
4 ząbki czosnku
1 papryczka chili
6 łyżek sosu sojowego
2 łyżki octu ryżowego (lub innego octu, jeśli przypadkiem nie mamy ryżowego w domu)
1 łyżeczka cukru
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka świeżo zmielonego czarnego pieprzu

Sposób przygotowania:

Mięso kroję w wąskie paski. Chili myję, oczyszczam z pestek i drobno siekam, czosnek obieram, kroję na małe kawałeczki. Chili i czosnek mieszam z sosem sojowym, octem, cukrem, solą i pieprzem (przypraw można użyć mniej, w zależności od upodobań). Zanurzam mięso w marynacie dokładnie mieszam. Przykrywam i wstawiam do lodówki na przynajmniej 12 godzin. Co pewien czas mieszam, co nie stanowi problemu, gdyż ząbkujące dziecko budzi mnie wielokrotnie w ciągu nocy.

Przygotowanie obiadu zaczynam od warzyw. Cebule kroję w piórka, a pory w grube krążki.

Dokładnie odsączam mięso z marynaty, wrzucam na rozgrzany olej i mocno obsmażam na dużym ogniu. Dodaję cebulę i pory i stale mieszając krótko smażę.

Podaję z ryżem i surówką, na przykład z białej kapusty.
No dobrze, przyznam się. Surówkę kupiłam gotową.

Dwukolorowa zupa paprykowa

Jedna z najbardziej dekoracyjnych zup jakie znam, a jednocześnie banalnie prosta w przygotowaniu. Podsmażam, gotuję, miksuję – i już! Trzeba jednak koniecznie zaopatrzyć się w dwie chochelki, by nalewać na talerz jednocześnie czerwoną i żółtą zupę.



Składniki:

2 nieduże cebule
1 duża czerwona papryka
1 pomidor
½ czerwonej papryczki chili
1 duża żółta papryka
1 ząbek czosnku
1 duża lub 2 małe marchewki
1 litr bulionu
sól, pieprz, cukier
olej do smażenia

Sposób przygotowania:

Papryki myję, pozbawiam gniazd nasiennych i pestek (szczególnie ważne w przypadku chili!), kroję w kostkę. Marchewkę myję, obieram i dowolnie kroję, siekam cebulę i czosnek. Pomidor sparzam i obieram ze skóry. Wypestkowuję.
Bardzo miły jest tu fakt, że kształt warzyw nie jest istotny, bo i tak wszystko zmiksuję.

W dwóch rondlach o grubym dnie smażę składniki. Do jednego wkładam warzywa na żółtą zupę: cebulę, czosnek, marchewkę, żółtą paprykę, do drugiego na czerwoną: cebulę, czerwoną paprykę, chili, pomidor, przy czym najpierw szklę cebulę, a potem podsmażam resztę składników (pomidor dodaję na koniec, tuż przed wlaniem bulionu).

Wlewam po pół litra bulionu do każdego garnka i gotuję około kwadransa. Miksuję, doprawiam solą, pieprzem i, w przypadku czerwonej zupy, cukrem.
Smacznego.

sobota, 14 listopada 2009

Zapiekane papryki

Wydaje się, że jest z nimi mnóstwo roboty. Tymczasem wystarczy wszystko zmieszać, nałożyć, wstawić do piekarnika i czekać, czekać, czekać…
Tak, czekanie jest zdecydowanie najtrudniejsze.
Przepis pochodzi z książki Jamiego Olivera „Jamie w domu”.




Składniki:

6 różnokolorowych papryk
ok. 400 g pomidorków koktajlowych
duża garść czarnych oliwek
2 łyżki kaparów
2 papryczki chili
6 łyżek oliwy
2 łyżki octu winnego
sól, pieprz
ewentualnie: 12 łyżek parmezanu lub 12 plastrów szynki wędzonej

tosty
kilka kulek mozzarelli

Sposób przygotowania:

Usuwam gniazda nasienne i pokrojone na pół papryki układam na blasze. Obsypuję solą z obu stron. Zostawiam.
Pomidorki kroję na połówki lub ćwiartki – zależy od wielkości. Oliwki dzielę na pół, jeśli ktoś woli można pokroić na plasterki. Odcinam końcówkę chili, wypestkowuję długim nożem i kroję na cienkie plastry. Kapary odcedzam.

Wrzucam wszystko do miski, dodaję oliwę, ocet, sól i pieprz. Mieszam.
Połówki papryk wypełniam farszem.

Mogę teraz wstawić wszystko do piekarnika, ale zapiekanki bez sera nie są kompletne, więc posypuję połowę papryk parmezanem, a połowę zostawiam bez dodatków. Można też położyć na wierzch plaster szynki parmeńskiej lub bardzo chudego boczku, można też zrobić różne kombinacje, co wydaje mi się najlepszym pomysłem, zwłaszcza gdy ma się zamiar częstować tą potrawą gości. Każdy znajdzie coś dla siebie.

Blachę przykrywam folią aluminiową i wstawiam na około 20 minut do piekarnika nagrzanego do 200 stopni. Papryka powinna już zmięknąć.
Potem zdejmuję folię i piekę jeszcze 20-30 minut.

Zapiekane papryki da się naturalnie zjeść z ryżem, ale zdecydowanie proponuję trzymać się wskazówek Jamiego i podać je na grzankach z dodatkiem porwanych kulek mozzarelli. A gdy czubkiem noża przedziurawi się paprykę i ciepły sos nasączy grzankę… Ach!
To po prostu trzeba zjeść.

niedziela, 8 listopada 2009

Chili con carne

Ilu kucharzy, tyle przepisów na chili con carne (czyli po naszemu paprykę z mięsem). Chili jest wspaniałą potrawą jednogarnkową, która doskonale sprawdza się podczas przyjmowania gości. Można ją bowiem, a nawet trzeba, przyrządzić dzień wcześniej, bo tak jak bigos zyskuje przy podgrzewaniu. W dodatku wcale nie jest pracochłonna, co trudno przecenić, jeśli do zrobienia jest jeszcze ciasto, sałatka, a i sprzątanie by się przydało…



Mój ulubiony przepis pochodzi z książki Jamiego Oliviera „Lubię gotować”. Składniki obliczone są na cztery osoby, ale ja zawsze robię z półtorej, albo nawet podwójnej porcji. Mniejsza ilość nie ma sensu, jeszcze nigdy się nie zmarnowało.

Składniki:

½ kg mielonej wołowiny
1 spora cebula
2 ząbki czosnku
1 czerwona papryczka chili
20 dkg suszonych pomidorów
2 puszki pomidorów bez skórki
2 puszki czerwonej fasoli
sól, pieprz, kumin, cynamon, chili w proszku

Sposób przygotowania:

W dużym garnku z grubym dnem rozgrzewam olej (zazwyczaj używam oleju z pestek winogron) i wrzucam pokrojoną cebulę. Smażę aż się zeszkli, ale nie zbrązowieje i dodaję umytą, oczyszczoną z pestek i drobniutko posiekaną papryczkę chili i pokrojony czosnek. Smażę kilka minut, po czym wrzucam część przypraw: kumin, chili w proszku, pieprz i jeszcze chwilę smażę. Dodaję mięso i przesmażam aż zbieleje.

Suszone pomidory miksuję razem z oliwą i dodaję do mięsa, dolewam mniej więcej szklankę wody, przyprawiam cynamonem, solą i, jeśli jest taka potrzeba, resztą przypraw. Dodaję pomidory z puszki, przykrywam garnek i wszystko gotuję przez godzinę.

Potem dorzucam odsączoną fasolę i gotuję jeszcze około 30 minut.

Najlepiej smakuje ze świeżą bagietką, ale jeśli ktoś się uprze można podać z ryżem. Mój syn najchętniej je z makaronem, więc i taka wersja może smakować.
Related Posts with Thumbnails
/*Google anatytics */