Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dania jednogarnkowe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dania jednogarnkowe. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 27 lutego 2018

Zupa z pieczonych warzyw w dwóch odsłonach

Od jakiegoś czasu noszę do pracy zupę w termosie. Bardzo dobrze mi robi ciepły posiłek w południe, zamiast dopiero przed 17.00. Gęstą zupę-krem wlewam do kubka i zjadam łyżeczką. Termos mam całkiem przeciętny, kupiony dla dziecka kilka lat temu. Owijam go małym ręcznikiem, wkładam do foliowego worka, z workiem do torby, a w pracy stawiam do razu przy kaloryferze. A w południe cieszę się rozgrzewającą, gorącą zupą. Polecam każdemu!
Chuda



Moje dwie najulubieńsze ostatnio zupy to kremy z pieczonych warzyw. Jeden pochodzi z książki „Smakoterapia” Iwony Zasuwy, drugi z „Zatrzymaj Hashimoto” Marka Zaremby.

Zupa z pieczonych warzyw z rozmarynem („Smakoterapia” Iwony Zasuwy)


Ze względu na dużą zawartość pomidorów ta zupa smakuje jak ubogacona wersja pomidorówki. Z tej porcji wychodzi spory gar. To potrawa na zasadzie „przepis był tak prosty, że ugotowałam od razu na trzy dni”. Iwona Zasuwa jest blogerką, pisze smakowitego bloga Smakoterapia.pl. Jej potrawy doprowadzają kubki smakowe do ekstazy.


Składniki:


  • 3 duże marchewki
  • 2 pietruszki (korzenie)
  • 1 mały seler
  • 1 duża cebula
  • 2 główki czosnku
  • 2 puszki pomidorów lub 1 l passaty pomidorowej
  • oliwa z oliwek
  • gałązka świeżego rozmarynu
  • pęczek bazylii
  • sól, pieprz
Piekarnik rozgrzewam do 180 stopni. Marchewki, pietruszki i seler szoruję, obieram ze skóry i układam w całości na blasze wyłożonej papierem do pieczeni. Biorę tę największą, żeby wszystko się zmieściło. Cebulę obieram z łupiny, a główki czosnku przekrawam w poprzek na pół bez obierania. Wszystko skrapiam oliwą, delikatnie solę, układam na wierzchu gałązki rozmarynu i piekę na półtwardo.


Uwaga! Każde warzywo piecze się w innym tempie, szczególnie zwróćcie uwagę na czosnek – po 25-30 minutach trzeba go wyjąć, bo inaczej spali się na węgiel. Co mi się przytrafiło za pierwszym razem :-) Resztę można piec jakieś 45 minut, sprawdzając twardość widelcem.

Upieczone warzywa (bez czosnku) kroję w grubą kostkę, wkładam do garnka, zalewam wodą, by tylko je przykryła i gotuję 10 minut. Następnie dodaję passatę lub pomidory (passata to nic innego, jak zmiksowane pomidory, przecier pomidorowy, ale nie z koncentratu), część posiekanej bazylii, wyłuskany z łupin upieczony czosnek, sól i pieprz do smaku.


Iwona Zasuwa, autorka przepisu, radzi przełamać smak odrobiną syropu klonowego i dodać garść orzechów nerkowca. Pominęłam te dwa punkty, ale oczywiście nie odradzam. Miksuję całość na gęsty krem, podaję ze świeżymi liśćmi bazylii i łyżką oliwy, czasami posypuję czarnuszką. To oczywiście w domu, bo w pracy po prostu wlewam do kubka i rozkoszuję się ciepłem rozchodzącym się po ciele :-)

Śniadaniowy krem z pieczonych warzyw („Zatrzymaj Hashimoto” Marek Zaremba)

Marek Zaremba, dietoterapeuta, promotor kaszy jaglanej i specjalista medycyny św. Hildegardy, autor bloga gotujzdrowo.com, propaguje jedzenie ciepłych śniadań, które świetnie rozgrzewają i wzmacniają śledzionę, ważny organ, o który należy szczególnie dbać przy chorobie Hashimoto.

Zaremba proponuje zupę z pieczonych warzyw, która smakuje zupełnie inaczej niż ta powyżej. Jest słodkawa dzięki batatom, pikantna dzięki imbirowi i pachnie kolendrą. Pycha.

Składniki:
  • 1 duża marchewka
  • 1 batat
  • 1 mała cukinia
  • 1 korzeń pietruszki
  • 1 cebula
  • 1 czerwona papryka (niekoniecznie)
  • 6 ząbków czosnku
  • 1 łyżeczka mielonych nasion kolendry
  • 1 łyżeczka nasion kopru
  • 1/3 łyżeczki kurkumy
  • 1 łyżeczka suszonego oregano
  • 1 łyżeczka utartego kłącza imbiru
  • 1 łyżka oleju kokosowego
  • sól
Warzywa szoruję, marchewkę, pietruszkę i batata obieram i kroję w kostkę, cukinię kroję w kostkę razem ze skórką, cebulę obieram i przekrawam na pół. Paprykę zostawiam w całości, ząbki czosnku w łupinach.

Wśród moich warzyw znalazł się także seler, bo akurat miałam połówkę w lodówce.
Piekarnik rozgrzewam do 180 stopni. Blachę wykładam papierem do pieczenia, układam na niej wszystkie warzywa. Lekko solę, skrapiam oliwą, posypuję koprem i kolendrą, piekę 25-30 minut.

Po upieczeniu zdejmuję skórkę z papryki i wyciskam czosnek z łupinek. Warzywa przekładam do garnka, zalewam wodą 1-2 cm ponad ich poziom. Dodaję pozostałe przyprawy, miksuję. Można dodać wody, jeśli Twoim zdaniem zupa jest za gęsta.


W domu można posypuję zupę prażonymi słonecznika i pestkami granatu, jeśli go mam pod ręką, w pracy przelewam z termosu do kubka i rozkoszuję się cieplutką, aromatyczną zupą.

Och, chyba pora na kubek zupy. Co prawda nie ma jeszcze dwunastej, ale to spisywanie przepisów zaostrzyło mój apetyt :-)

środa, 7 września 2016

Kasza jaglana ze świeżymi pomidorami do pracy

To jest trzy tysiące pięćset osiemnasty w Internecie przepis na kaszę jaglaną. Poprawka: na PYSZNĄ kaszę jaglaną. Można ja przyrządzić rano, zapakować do pojemnika i zabrać ze sobą do pracy, szkoły, na wycieczkę. Warto pamiętać o widelcu, bo kiepsko je się rękami (oczywiście dla chcącego nic trudnego). Zawiera same pyszne składniki: prażoną kaszę o lekko orzechowym smaku, migdały, świeże, pachnące końcówką lata pomidory, olej lniany i prażone pestki dyni. I uwielbia ją nawet mój mąż, który do tej pory twierdził, że jak kasza, to tylko pęczak. 

Chuda


Składniki:
  • 1 filiżanka suchej kaszy jaglanej
  • 2 filiżanki wody
  • 2 duże pomidory obrane ze skórki (niekoniecznie obrane)
  • 2 łyżki mielonych migdałów (mogę być też posiekane)
  • garść uprażonych pestek dyni
  • olej lniany
Sposób przygotowania:

Suchą kaszę jaglaną wsypuje na patelnię i prażę przez kilka minut, do lekkiego zbrązowienia. Po ostygnięciu płucze dokładnie na sicie. Do garnka wlewam dwie filiżanki wody, od razu, nie czekając na zagotowanie się wody, wsypuję kaszę i gotuję do całkowitego wchłonięcia wody, ok. 10 minut. Trzeba mieszać, żeby się nie przypaliła. Kiedy w garnku mam gęstą kaszę bez wody, wyłączam gaz i nakrywam garnek pokrywką. Gdy mam więcej czasu, wsadzam garnek owinięty ręcznikiem i kocem pod pierzynę, ale zwykle odstawiam zakryty garnek na kilkanaście minut.

Ugotowaną kaszę przekładam do dwóch pojemników, do każdego wsypuje łyżkę mielonych migdałów, pokrojony w kostkę pomidor, polewam olejem lnianym, mieszam i na końcu posypuję uprażonymi pestkami dyni.

Pyyychota!

niedziela, 12 października 2014

Kokosowe curry Carri



Nie ma to jak curry na jesień. Będzie aromatycznie, warzywnie i pysznie.

Zastanawiałam się, czy w ogóle mogę powiedzieć, że zrobiłam curry według przepisu z książki Chris i Carolyn Caldicott „Smaki świata”. Nie miałam bowiem wszystkich składników i nawet nie starałam się zrobić własnej mieszanki przypraw (uznałam, że listki curry, czyli liście krzewu Murraja Koeniga są poza moim zasięgiem, może się mylę, w razie czego mnie oświećcie). Curry ma jednak tę właściwość, że niczym do poczciwego gulaszu, można do niego wrzucać różne różności lub zapominać o innych. Poza tym jest sezon na dynie, marcheweczki też są pyszne i spodobało mi się dorzucenie kapusty pekińskiej (mimo że generalnie nie przepadam).

W ogóle wprowadziłam sporo zmian, na przykład na pewno nie dałam 125 g masła. Co prawda należę do orędowniczek opinii, że z masłem wszystko jest lepsze oraz: im więcej masła tym lepiej, ale zdrowy rozsądek i waga mówią mi, by nie dodawać ponad połowy kostki do gara warzyw. Szczególnie jeśli za chwilę wleję tam puszkę mleczka kokosowego.

Bardzo polecam.

Przepis podaję w oryginalnym brzmieniu, w nawiasie moje zmiany. A książka? Zawsze warto poczytać o inspiracjach właścicieli londyńskiej restauracji. Świetna pozycja dla tych, co wolą bez mięsa. W dodatku mimo, że książka traktuje o potrawach często dla nas zupełnie egzotycznych, to większość składników można już spokojnie dostać w Polsce, a autorzy nie silą się na oryginalność, tylko starają się wybrać to, co w kuchni danego kraju najlepsze. Plus dużo ładnych zdjęć i ciekawe (krótkie) opowieści.

Anka


Składniki:

  • 125 g masła (dałam mniej)
  • 1 łyżka oleju słonecznikowego (olej z pestek winogron)
  • 2 duże cebule pokrojone w kostkę (dałam 1, ale naprawdę więlką)
  • 5 ząbków czosnku, zmiażdżonych i posiekanych
  • kostka imbiru, starta na tarce
  • 4 marchewki pokrojone w kostkę
  • 2 średnie słodkie ziemniaki  pokrojone w kostkę (nie miałam)
  • 1 dynia piżmowa pokrojona w kostkę
  • 400 g kapusty pekińskiej, poszatkowanej w paski
  • duża garść zielonej pietruszki, drobno posiekanej
  • mała garść świeżego tymianku
  • 400 ml mleczka kokosowego
  • sól i pieprz

na mieszankę curry:

  • 10 listków curry (liście krzewu Murraja Koeniga)
  • 1 łyżeczka mielonego cynamonu
  • ½ łyżeczki sproszkowanego chili
  • 1 łyżeczka mielonego ziela angielskiego
  • ¼ łyżeczki pieprzu cayenne
  • 1 łyżeczka mielonego czarnego pieprzu
  • 1 łyżeczka mielonej kurkumy


Sposób przygotowania:

Jak widać lista składników jest imponująca, ale musiałam dokonać cięć, szczególnie jeśli chodzi o liście curry, bo przyznaję, że nawet nie chciało mi się ich szukać. Przyznam się Wam, że wzięłam gotową mieszankę curry (w której niestety nie ma curry), dokładnie przeczytałam skład i dodałam jeszcze kilka przypraw z listy podanej w przepisie.

Zaczynamy. 

Wszystkie warzywa doprowadzam do stanu opisanego w liście składników.

Na patelni rozpuszczam masło z olejem. Wrzucam cebulę, lekko solę, smażę aż zmięknie, ale nie czekam na zmianę koloru. Dodaję czosnek i imbir oraz przyprawy (czyli pieprz oraz curry).

Potem na patelni lądują słodkie ziemniaki, marchew oraz dynia. Mieszam i wlewam tyle wody, żeby przykryły warzywa. W tym momencie okazuje się zazwyczaj, że moja patelnia jest za mała i przekładam wszystko do gara (chyba, że od razu smażę w garnku).

Przykrywam i gotuję na małym ogniu, aż warzywa zaczną mięknąć.

Dodaję kapustę pekińską, natkę i tymianek, gotuję jeszcze około 10 minut. Sprawdzam, czy nie trzeba doprawić. Na koniec dodaję mleko kokosowe i już nie zagotowuję, ale za to może przyda się odrobina soli.

Autorzy proponują by podać z ryżem, co popieram, oraz ze smażonymi na oleju plastrami platanów, co pewnie też bym poparła, gdybym tylko mogła gdzieś kupić platany.

środa, 30 kwietnia 2014

Zupa gulaszowa

Polecam Wam ugotowanie tej zupy na majowy weekend, który - wedle prognoz - nie będzie oszałamiająco upalny. Z tej porcji wychodzi duży gar, ok. 4 litry pożywnej, konkretnej zupy, którą wystarczy odgrzać między kolejnymi wycieczkami po okolicy czy wizytami znajomych. Przepis (a także garnek tej pysznej zupy) dostałam od mojej nieocenionej sąsiadki Marysi, kiedy w listopadzie leżałam plackiem w ostatnim trymestrze ciąży.

Chuda



Składniki:
  • 0,5 kg wołowiny bez kości
  • 3 czerwone papryki
  • 0,5 kg pieczarek
  • 0,5 kg ziemniaków
  • 2 marchewki
  • 2 pietruszki
  • mały seler
  • 2 cebule
  • koncentrat pomidorowy
  • 2 łyżeczki słodkiej papryki
  • 1 łyżeczka ostrej papryki
  • majeranek
  • pieprz
  • sól
  • olej do smażenia

Sposób przygotowania:

Mięso kroję w kostkę o boku około 1cm (Marysia pisze, że najlepiej kroi się lekko zamrożone mięso, więc przed krojeniem dobrze jest je włożyć do zamrażalnika na około 3 godziny).

Na patelni rozgrzewam olej, wrzucam mięso i smażę do zrumienienia, a następnie przekładam do dużego garnka. Na tej samej patelni podsmażam pokrojone w drobną kostkę cebule i duszę pokrojone na plasterki pieczarki.

Cebulę i pieczarki dodaję do garnka z mięsem, następnie dokładam doń obrane pietruszki, marchewki i selera (w całości), zalewam trzema litrami wody, doprawiam solą i pieprzę.

Gotuję do miękkości mięsa, nawet 2-3 godziny.

Kiedy zupa bulgocze w garnku, kroję w kostkę czerwoną paprykę i ziemniaki. Gdy mięso zmięknie, wyjmuję z zupy włoszczyznę, czekam, aż ostygnie i kroję w kostkę. Do garnka wkładam pokrojoną paprykę, dodaję mieloną paprykę słodką i ostrą, majeranek i gotuję około 15 minut.

W tym czasie w osobnym garnku gotuję w minimalnej ilości wody ziemniaki pokrojone w kostkę. Dodaję do zupy włoszczyznę i ziemniaki razem z wodą, w której się gotowały. Doprowadzam zupę do wrzenia i dodaję 3 łyżki koncentratu pomidorowego. Doprawiam do smaku solą i pieprzem.

sobota, 12 października 2013

Pieczona wołowina z warzywami





Nazwy potraw nigdy nie były moją mocną stroną, ale to mało istotne, bo dzisiaj zrobiłam sobie obiad, po czym natychmiast popadłam w samouwielbienie. Kojąca, aromatyczna i intensywna w smaku potrawa (to przez ten liść laurowy i razowiec) idealnie podpasowała mi na weekend po tygodniu, który spędziłam z dwójką chorych dzieci. Potrzebowałam pocieszenia, może być kulinarne.



Danie nie jest skomplikowane, ale długo się piecze – na niedzielny obiad w sam raz. Myślę, że najlepszym dodatkiem będą ziemniaki lub kasza jęczmienna. Można też podsmażyć pieczarki, podać gotowane warzywa lub zjeść bez dodatków, tak jak zrobiłam ja.


Danie wzorowane na przepisie z książki „Culina Mundi”.

Bardzo polecam!


Anka

Składniki:

  • ok. 600-800 g wołowiny
  • ok. 150 g boczku w plastrach
  • 2-3 cebule
  • 2-3 marchewki
  • 2 pietruszki
  • 3 ząbki czosnku
  • 5-6 kromek chleba razowego (mały bochenek)
  • ½ - 1 szklanki czerwonego wina
  • olej do smażenia
  • sól, pieprz
  • 5 liści laurowych
  • mąka
  • ½ litra bulionu lub wody

Sposób przygotowania:

Nagrzewam piekarnik do 180 stopni (dolna i górna grzałka).

Przygotowuję wszystkie składniki: siekam dość drobno cebulę, marchewkę i pietruszkę kroję w paseczki (napisałabym julienne, ale w moim wykonaniu raczej trudno mówić o przepisowych rozmiarach), razowy chleb okrawam ze skórki i również przetwarzam na paseczki. Wszystkie składniki mieszam w misce. Obieram ząbki czosnku z łuski, dorzucam do miski.

Dno brytfanki wykładam paseczkami boczku (na zakładkę).

Wołowinę kroję na plastry lub spore kawałki, lekko obsypuję mąką i krótko obsmażam na oleju (zrobiłam to w dwóch partiach). Układam mięso w brytfance na warstwie boczku. Patelnię zostawiam na ogniu i wlewam na nią wino, krótko gotuję, a następnie przelewam do mięsa zdrapując wszystko, co ewentualnie przykleiło się do naczynia.

Posypuję mięso warstwą soli i pieprzu. Na to nakładam mieszankę pokrojonych warzyw i chleba razowego (użyłam razowca wileńskiego), doprawiam solą i pieprzem oraz dokładam liście laurowe. Wlewam około pół litra bulionu (to w optymistycznym przypadku, że akurat mam, a w normalnej sytuacji wlewam po prostu wodę).

Przykrywam, wstawiam do piekarnika i zapominam o potrawie na około dwie godziny. Po tym czasie zmniejszam temperaturę do 160 stopni i zostawiam jeszcze na godzinę. Gdybym wstawiła obiad wcześniej, być może ustawiłabym od razu jakieś 160 stopni i zostawiła brytfankę w piekarniku jeszcze dłużej.

Jeśli chodzi o warzywa i przyprawy, to oczywiście nie trzymajcie się niewolniczo przepisu – można na przykład zamienić pietruszkę na seler,  dać więcej lub mniej czosnku, a jeśli ktoś nie lubi – zrezygnować z liści laurowych. Wino też nie jest niezbędne. Muszę jednak przyznać, że gdy będę robiła to danie następnym razem, raczej nie zmienię zbyt wiele.


poniedziałek, 13 września 2010

Leczo Chochelki Grubszej i zabawa w "co lubię"

Jakiś czas temu (tu Chochelki biją się w piersi, bo sporo tego czasu już minęło) Dagmara, autorka wspaniałego blogu Z piekarnika, zaprosiła nas do zabawy w „co lubię”.

Wreszcie udało nam się ustalić wspólną wersję, więc niniejszym ją przedstawiamy.

Chochelki, jako osoby z gruntu pogodne, lubią mnóstwo rzeczy. Wymienienie ich, nawet pobieżne, uśpiłoby zdecydowaną większość przemiłych Czytelników, więc Chochelki postarają się o zwięzłość wypowiedzi i skrócą listę do pięciu rzeczy. Nie podejmujemy się natomiast wyznaczenia kolejnych osób do zabawy, to już nas przerasta :)

Chochelki lubią:

1.Czytać – akurat czytanie trudno zaliczyć do działalności kulinarnej, ale przecież Chochelki od zawsze czytają przy jedzeniu i w ogóle nie wyobrażają sobie życia bez książek, więc czytanie musi być na pierwszym miejscu i basta!

2. Jeść – co prawda patrząc na Chudą trudno w to uwierzyć, ale za to Chochelka Grubsza wyrabia normę za obie autorki bloga :)

3. Czytelników Chochelkowego bloga – patrzymy na rosnące statystyki odwiedzin bloga i nieodmiennie wzrusza nas fakt, że naprawdę nas czytacie i jeszcze gotujecie z naszych przepisów. W dodatku chce się Wam odezwać w komentarzach! Chwała Wam za to drodzy Czytelnicy i oby ciasta zawsze się Wam udawały! :)

4. Jeść poza domem – to osobna kategoria, bo nie ma nic przyjemniejszego niż podsunięte pod nos jedzenie przygotowane przez kogoś innego oraz świadomość, że ktoś jeszcze inny potem posprząta.

5. Rozdawać prezenty – dostawać też lubimy, nie będziemy przeczyć, ale ponieważ (jak wspominałyśmy w punkcie trzecim), mamy ogromną słabość do naszych Czytelników, to gdy już rozdamy gofrownice, zorganizujemy następny konkurs.


A teraz wracamy do naszej standardowej działalności. Oto leczo według Chochelki Grubszej. Bowiem ilu kucharzy, tyle wersji leczo. Przy czym wiele osób uznaje swoją wersję za jedynie słuszną i z zapałem zwalcza inne możliwości.
Bynajmniej nie zamierzam tego robić, bo mieszanki warzywne to jedne z moich ulubionych dań. Zresztą kuchnia to nie apteka, a raczej wymarzone miejsce do eksperymentów.

Jednak kiedy biorę się za prawdziwe (według mnie) leczo, lista składników nie jest zbyt długa. I wychodzi absolutnie perfekcyjny obiad.

A gdy już znudzi się Wam taka wersja, zacznijcie eksperymentować :)

Mam nadzieję, że nic nie pokręcę przy tym wpisie, bo Jagoda siedzi mi na kolanach i aktywnie uczestniczy we wstawianiu przepisu :)




Składniki:

1 kg pomidorów
1-1,5 kg czerwonej papryki
1 papryczka chili
½ kg cebuli
20 dag wędzonego boczku
1-2 łyżeczki mielonej papryki
sól, pieprz
smalec lub olej do smażenia
ewentualnie: łyżka koncentratu pomidorowego

Sposób przygotowania:

Najpierw przygotowuję wszystkie niezbędne składniki. Tak jak na poniższym zdjęciu. Co prawda nie ma na nim tłuszczu do smażenia ani papryki w proszku, ale za to cebula jest już pokrojona. Kilogram pomidorów to mniej więcej dwa wielkie pomidory malinowe. Papryk będzie trzeba przynajmniej 4-5 sztuk i tyle samo średnich cebul.



Cebulę najpierw kroję na pół. Odcinam końce i obieram.
Kroję w półplasterki.
Jeśli ktoś jest wyjątkowo wrażliwy i zawsze płacze przed krojeniem cebuli, proponuję włożenie jej na kilka minut do zamrażalnika przed tą operacją.



Paprykę myję, przekrawam na pół, wybieram gniazda nasienne i pestki. Kroję na ćwiartki, a potem w paski. Nie powinny być zbyt drobne – wszak papryka to serce tego dania.



Papryczkę chili myję i drobno kroję. Decyzję o tym czy wyjąć ze środka pestki podejmujemy w zależności od tego jaka jest nasza odporność ostre potrawy. Jeśli lubimy pikantny smak, wrzucamy wszystko, natomiast jeśli ktoś obawia się pieczenia, powinien dokładnie oczyścić wnętrze papryczki, a najlepiej wrzucić tylko połowę chili.



Wybór pomidorów to istotna sprawa. Moje ulubione to pomidory malinowe. Są bardzo mięsiste i słodkie. Idealnie nadają się do potraw tego typu.
Pomidory myję, zalewam wrzącą wodą i odstawiam na kilka minut. Literatura fachowa podaje, by naciąć je u góry na krzyż, ale jeśli pomidory są dojrzałe, to wcale nie jest to konieczne. Skórka i tak pięknie schodzi, wystarczy zaczepić paznokciem (czy też nożem) w dowolnym miejscu. Sami popatrzcie.



Po zdjęciu skóry wycinam szypułkę (tak by nie zostawić twardych części), przekrawam pomidory na pół i wyjmuję pestki. Najwygodniej kroić w poprzek, tak jak widać na zdjęciu. Wtedy wystarczy wziąć połówkę warzywa do ręki, lekko ścisnąć i pestki same wypadają do miski.



Miąższ pomidorów kroję w kostkę.
Jeśli macie lenia, albo pomidory nie smakują już pomidorami, weźcie dwie puszki pomidorów bez skóry. Tylko wtedy bardzo możliwe, że przyda się mała łyżeczka cukru dla przełamania kwaskowego smaku. Malinówki są o niebo smaczniejsze.

Boczek kroję w słupki lub kostkę.

Na dużej patelni podsmażam boczek. Lekko go przyrumieniam. Jeśli jest bardzo chudy, dodaję łyżkę oleju lub smalcu. Łyżką cedzakową przekładam boczek do dużego garnka.
Naturalnie można wszystko od razu smażyć w dużym garnku z grubym dnem.
Jeśli chodzi o wybór tłuszczu, to prawdziwe leczo przyrządza się na smalcu, ale sama niespecjalnie stosuję się do tej zasady, bo prawie nigdy nie mam smalcu w lodówce.

Na pozostały tłuszcz wrzucam cebulę. Jeśli trzeba, dodaję jeszcze odrobinę tłuszczu. Posypuję cebulę solą i świeżo zmielonym czarnym pieprzem, smażę kilka minut aż zmięknie. Dodaję paprykę w proszku.



Tu warto się jednak zatrzymać na chwilę. Papryki nie wsypuję na gorący tłuszcz, tylko zestawiam na chwilę patelnię z ognia i czekam aż zawartość lekko przestygnie. Jeśli się spieszę, a wszystkie warzywa mam już pokrojone i groziłby mi przestój w kuchni, dolewam łyżkę zimnej wody i dopiero wtedy wsypuję paprykę. Mieszam.
Prawda jaki piękny kolor?



Cebulę dorzucam do boczku.
Stawiam garnek na ogniu, dodaję paprykę i pomidory. Chwilę gotuję na dużym ogniu, po czym zmniejszam ogień, przykrywam i duszę około 20 minut. Ważne by papryka się nie rozgotowała.
Tutaj odbiegam trochę od oryginału, który należałoby bardziej odparować, ale moje dzieci uwielbiają wszystko co przypomina zupę, a powstały sos jest naprawdę przepyszny.

Doprawiam do smaku solą i pieprzem. Czasami dodaję łyżkę koncentratu pomidorowego, ale to zdecydowanie nie jest składnik dla ortodoksów.

Podaję ze świeżym pieczywem.

Leczo z powodzeniem można mrozić.

Smacznego!

środa, 12 maja 2010

Plow z Kaukazu

To danie zaplanowałam dla tłumu gości, którzy, ku mojemu rozczarowaniu, nie mogli przyjechać. Teraz poważnie zastanawiam się, czy go nie powtórzyć, gdy wreszcie uda nam się spotkać.

Przyznam się tu od razu, że robiłam ów plow w momencie, gdy jakiekolwiek zakupy leżały poza moim zasięgiem i oczywiście okazało się, że jedyny gatunek ryżu jaki mam w domu to arborio. Pilaw nie powinien w składzie mieć ryżu do risotto, bo ryż powinien pozostać sypki. Ale cóż było robić, po prostu wyszło trochę inaczej, za to na szczęście smakowicie.

Przepis pochodzi z książki „Kuchnia rosyjska” wydawnictwa Rzeczpospolita i w oryginale nazywa się „Plow z Kaukazu” (czyli po prostu pilaw czy też pilaf), ale ta potrawa znana jest szeroko na terenach Azji i równie chętnie przyznają się do niej na przykład w Uzbekistanie. Wśród tradycyjnych składników wymienia się zazwyczaj marchewkę, którą pewnie dodam następnym razem.

Pewne jest natomiast, że pilaw obłędnie pachnie i jest pyszny. Co prawda w składzie nie było kminu rzymskiego, ale dodanie go było bardzo dobrym pomysłem. Za to bardzo podoba mi się pomysł obsypania mięsa makiem. A zapach podsmażanej roztartej kolendry po prostu zwala z nóg! :)




Składniki:

250 g ryżu (basmati)
ok. 400 ml wody lub bulionu (możliwe, że będzie potrzeba więcej)
szczypta szafranu

1-1,5 kg mięsa z kurczaka (wzięłam pierś i udka)
1,5 łyżeczki ziaren kolendry
1,5 łyżeczki maku
1 cebula
6 ząbków czosnku
1 płaska łyżeczka imbiru
1 płaska łyżeczka kminu rzymskiego
2 goździki
sól, pieprz
olej do smażenia

Sposób przygotowania:

Ryż krótko podsmażam na niewielkiej ilości oleju. Wlewam wodę, dodaję szafran i gotuję pod przykryciem na małym ogniu około 20 minut (najlepiej spróbować czy już jest dobry). Pod koniec gotowania solę ryż.

Kurczaka dzielę na niewielkie kawałki. Usuwam też skórę i kości przynajmniej z podudzi (więcej mi się nie chciało).

W moździerzu rozcieram ziarna kolendry i mak, dodaję sól i mieszam. W przyprawach dokładnie obtaczam kurczaka.

Kroję cebulę w niewielką kostkę, miażdżę i obieram ząbki czosnku.

W dużym garnku podsmażam na oleju kawałki kurczaka. Dodaję cebulę, czosnek, imbir, kmin, goździki, trochę soli i pieprzu. Zalewam niewielką ilością wody i duszę przez jakieś 30-40 minut.

Dodaję ryż do mięsa, w miarę potrzeb doprawiam sola i pieprzem.

poniedziałek, 16 listopada 2009

Ziemniaki po cabańsku

Ziemniaki po cabańsku (czyli po prostu po pastersku, bo caban czy też czaban to po prostu pasterz) to regionalna potrawa pochodząca z ziemi chrzanowskiej. Oryginalnie przyrządza się ją w żeliwnym kociołku i piecze pod przykryciem z darni. Zielonym do dołu, rzecz jasna, żeby nie nasypać sobie ziemi do jedzenia.

Te zapiekane ziemniaki z marchewką, cebulą, boczkiem i kapustą, posypane obficie pietruszką są doskonały dowodem, że czasami najprostsze rozwiązania są najlepsze.
Osobiście uwielbiam wyjadać słodziutką, miękką kapustę nasiąkniętą pachnącym tłuszczem (wybaczcie mi dietetycy!) wytopionym z boczku. Ale miłość do kapusty przekazano mi pewnie w genach.


Anka



Składniki:
(na 4 osoby)

kilkanaście liści dużej kapusty
¾ kg ziemniaków
½ kg marchewki
3 cebule
20-30 dkg wędzonego boczku, tłustego
natka pietruszki
ewentualnie tłuszcz do posmarowania naczynia

Sposób przygotowania:

Obieram ziemniaki i marchew, kroję na plastry. Cebulę siekam w talarki, boczek w słupki lub kostkę. Przygotowuję kilka dużych liści kapusty.

Moje ziemniaki po cabańsku różnią się od oryginału, choćby sposobem pieczenia. Nie wykładam naczynia do pieczenia plastrami boczku, tylko smaruję olejem lub smalcem i od razu układam liście kapusty tak, żeby boki naczynia też były przykryte. No i nie ustawiam kociołka na ognisku, a wstawiam brytfankę do piekarnika.
Przyznam się też, że przy wszelkich zapiekankach lubię wcześniej podsmażyć cebulę i boczek, ale oczywiście nie jest to konieczne.

A potem już tylko układam warstwami:
ziemniaki (i trochę natki pietruszki na wierzch)
boczek (natka)
cebula (dużo natki)
marchewka (jeszcze trochę natki)
ziemniaki (czy została mi jeszcze natka?)
Z natką tylko żartowałam, bo szczególnie na przednówku, gdy skończą mi się zapasy w zamrażarce, pietruszki wystarcza mi tylko na posypanie jednej warstwy, zazwyczaj wybieram wówczas moment po ułożeniu cebuli.
Na koniec przykrywam wszystko szczelnie liśćmi kapusty.

Wstawiam do piekarnika i piekę w temperaturze około 180 stopni aż ziemniaki będą miękkie. Zazwyczaj zajmuje mi to około dwóch godzin.
A potem w mieszkaniu rozchodzi się cudowny aromat.
Wcale się nie dziwię, że chrzanowianie chcą zarejestrować tę potrawę jako oficjalne danie!

niedziela, 15 listopada 2009

Cocido madrileño

Przepis dostałam od Kuki, która ma męża Hiszpana. To danie przyrządza Jej hiszpańska Teściowa. Bardzo sycący posiłek i całkowcie zgadzam się z opinią Kuki, która napisała: "po spożyciu absolutnie zaleca się sjestę". Praktyczna potrawa. Kuka podpowiedziała mi: "na sobotni obiad po długim spacerze pierwsza klasa. Może sobie stać ugotowane w zamkniętym szybkowarze od rana. Potem tylko lekko podgrzewasz."


Składniki:
(porcja na 4 dorosłe osoby)

1 szklanka ciecierzycy
1 duży ziemniak
1 marchewka
garść fasolki szparagowej
2 duże cebule
mięso:
300 g pieczeni wołowej
udko kurczaka
kawałek boczku (dobrze otłuszczonego, najlepiej z kostką) - 10x5x2 cm
kawałek kości wieprzowej - mniej więcej wielkości jajka

Sposób przygotowania:

Ciecierzycę namaczam na noc w osolonej wodzie. Rano wkładam do szybkowara odcedzoną ciecierzycę, ziemniaka, marchewkę, fasolkę i mięso.

Zalewam wodą, więcej niż tylko do przykrycia. Porządnie solę, jak na rosół. Gotuję w szybkowarze 50 minut.

Na pierwsze danie podaję sam wywar z makaronem. W oryginalnej hiszpańskiej wersji, szczególnie, gdy jednym ze stołowników byłby rodowity Hiszpan, należałoby odlać wywar i ugotować w nim makaron, co spowoduje, że zupa stanie się zawiesista i mętna od mąki.

Na drugie danie serwuję ciecierzycę i warzywa z mięsem. Kuka opowiedziała mi, że puryści kulinarni jedzą samo mięso osobno na trzecie danie, ale w rodzinie Jej męża ciecierzyca, warzywa i mięso podawane są razem. Mięso wyjmuję z rosołu i opiekam w piekarniku na grillu, aż z wierzchu będzie rumiane i chrupiące. Dwie duże cebule siekam drobno, rumienię na maśle i mieszam z ciecierzycą w dużej misce, na to kładę pokrojone warzywa i na wierzch mięso.

piątek, 13 listopada 2009

Leczo

Proste i smaczne danie jednogarnkowe, które króluje w mojej kuchni późnym latem i wczesną jesienią. Jest tak kolorowe, jak złota jesień, a przy tym przyjemnie rozgrzewa, gdy wracamy z jesiennego spaceru. Nie lubię rozgotowanych warzyw, więc pilnuję, by papryka i cukinia nie dusiły się za długo. Porcja na dwa posiłki dla czterech osób.


Składniki:

6 niewielkich, dojrzałych pomidorów
2 niewielkie, młode cukinie
2 cebule
1 kg czerwonej papryki
20 dag boczku wędzonego

Sposób przygotowania:

Na patelni podsmażam boczek, kiedy wytopi się z niego tłuszcz, dodaję cebule posiekane w talarki i smażę, aż cebula zrobi się szklista. Przekładam wszystko do wiekszego garnka.

Pomidory wkładam na trzy minuty do wrzątku, obieram ze skórki, kroję na niewielkie kawałki, wrzucam do garnka, solę, pieprzę, duszę po przykryciem. Pomidory muszą się całkiem rozgotować.

Paprykę myję, oczyszczam z gniazd nasiennych, kroję na paski, wrzucam do garnka.

Gdy paryka zaczyna robić się szklista, dodaję cukinie (kroję razem ze skórką w cienkie plasterki, każdy plasterek na cztery części) i duszę razem, aż cukinia zrobi się miękka.

Podaję z chlebem albo pieczonymi ziemniakami.

czwartek, 12 listopada 2009

Fasolka po bretońsku

Któż nie zna tej potrawy, sztandarowego dania małych gastronomii jak Polska długa i szeroka? A któż potrafi ją przyrządzić tak doskonale, że konsumenci wpadną w zachwyt po uszy? Powiem Wam, kto: ten, kto skorzysta z mojego przepisu. 



Składniki:

1 kg fasoli
1 laska kiełbasy (zwyczajnej lub toruńskiej)
200 g boczku
3 średnie cebule
koncentrat pomidorowy
1 łyżeczka kminku
pieprz, sól, papryka
oliwa

Sposób przygotowania:

Fasolę przebieram, płuczę, moczę na noc w wodzie z kminkiem. Następnego dnia gotuję ją w wodzie, w której się moczyła.

Cebulę obieram, kroję drobno i podsmażam na oliwie, dodaję do gotującej się fasoli. Kiełbasę i boczek kroję, przysmażam osobno na patelni, dodaję do garnka.

Kiedy fasola zmięknie, całość doprawiam solą, pieprzem i papryką oraz koncentratem pomidorowym. Podaję z chlebem.
Related Posts with Thumbnails
/*Google anatytics */