Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zupy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zupy. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 27 lutego 2018

Zupa z pieczonych warzyw w dwóch odsłonach

Od jakiegoś czasu noszę do pracy zupę w termosie. Bardzo dobrze mi robi ciepły posiłek w południe, zamiast dopiero przed 17.00. Gęstą zupę-krem wlewam do kubka i zjadam łyżeczką. Termos mam całkiem przeciętny, kupiony dla dziecka kilka lat temu. Owijam go małym ręcznikiem, wkładam do foliowego worka, z workiem do torby, a w pracy stawiam do razu przy kaloryferze. A w południe cieszę się rozgrzewającą, gorącą zupą. Polecam każdemu!
Chuda



Moje dwie najulubieńsze ostatnio zupy to kremy z pieczonych warzyw. Jeden pochodzi z książki „Smakoterapia” Iwony Zasuwy, drugi z „Zatrzymaj Hashimoto” Marka Zaremby.

Zupa z pieczonych warzyw z rozmarynem („Smakoterapia” Iwony Zasuwy)


Ze względu na dużą zawartość pomidorów ta zupa smakuje jak ubogacona wersja pomidorówki. Z tej porcji wychodzi spory gar. To potrawa na zasadzie „przepis był tak prosty, że ugotowałam od razu na trzy dni”. Iwona Zasuwa jest blogerką, pisze smakowitego bloga Smakoterapia.pl. Jej potrawy doprowadzają kubki smakowe do ekstazy.


Składniki:


  • 3 duże marchewki
  • 2 pietruszki (korzenie)
  • 1 mały seler
  • 1 duża cebula
  • 2 główki czosnku
  • 2 puszki pomidorów lub 1 l passaty pomidorowej
  • oliwa z oliwek
  • gałązka świeżego rozmarynu
  • pęczek bazylii
  • sól, pieprz
Piekarnik rozgrzewam do 180 stopni. Marchewki, pietruszki i seler szoruję, obieram ze skóry i układam w całości na blasze wyłożonej papierem do pieczeni. Biorę tę największą, żeby wszystko się zmieściło. Cebulę obieram z łupiny, a główki czosnku przekrawam w poprzek na pół bez obierania. Wszystko skrapiam oliwą, delikatnie solę, układam na wierzchu gałązki rozmarynu i piekę na półtwardo.


Uwaga! Każde warzywo piecze się w innym tempie, szczególnie zwróćcie uwagę na czosnek – po 25-30 minutach trzeba go wyjąć, bo inaczej spali się na węgiel. Co mi się przytrafiło za pierwszym razem :-) Resztę można piec jakieś 45 minut, sprawdzając twardość widelcem.

Upieczone warzywa (bez czosnku) kroję w grubą kostkę, wkładam do garnka, zalewam wodą, by tylko je przykryła i gotuję 10 minut. Następnie dodaję passatę lub pomidory (passata to nic innego, jak zmiksowane pomidory, przecier pomidorowy, ale nie z koncentratu), część posiekanej bazylii, wyłuskany z łupin upieczony czosnek, sól i pieprz do smaku.


Iwona Zasuwa, autorka przepisu, radzi przełamać smak odrobiną syropu klonowego i dodać garść orzechów nerkowca. Pominęłam te dwa punkty, ale oczywiście nie odradzam. Miksuję całość na gęsty krem, podaję ze świeżymi liśćmi bazylii i łyżką oliwy, czasami posypuję czarnuszką. To oczywiście w domu, bo w pracy po prostu wlewam do kubka i rozkoszuję się ciepłem rozchodzącym się po ciele :-)

Śniadaniowy krem z pieczonych warzyw („Zatrzymaj Hashimoto” Marek Zaremba)

Marek Zaremba, dietoterapeuta, promotor kaszy jaglanej i specjalista medycyny św. Hildegardy, autor bloga gotujzdrowo.com, propaguje jedzenie ciepłych śniadań, które świetnie rozgrzewają i wzmacniają śledzionę, ważny organ, o który należy szczególnie dbać przy chorobie Hashimoto.

Zaremba proponuje zupę z pieczonych warzyw, która smakuje zupełnie inaczej niż ta powyżej. Jest słodkawa dzięki batatom, pikantna dzięki imbirowi i pachnie kolendrą. Pycha.

Składniki:
  • 1 duża marchewka
  • 1 batat
  • 1 mała cukinia
  • 1 korzeń pietruszki
  • 1 cebula
  • 1 czerwona papryka (niekoniecznie)
  • 6 ząbków czosnku
  • 1 łyżeczka mielonych nasion kolendry
  • 1 łyżeczka nasion kopru
  • 1/3 łyżeczki kurkumy
  • 1 łyżeczka suszonego oregano
  • 1 łyżeczka utartego kłącza imbiru
  • 1 łyżka oleju kokosowego
  • sól
Warzywa szoruję, marchewkę, pietruszkę i batata obieram i kroję w kostkę, cukinię kroję w kostkę razem ze skórką, cebulę obieram i przekrawam na pół. Paprykę zostawiam w całości, ząbki czosnku w łupinach.

Wśród moich warzyw znalazł się także seler, bo akurat miałam połówkę w lodówce.
Piekarnik rozgrzewam do 180 stopni. Blachę wykładam papierem do pieczenia, układam na niej wszystkie warzywa. Lekko solę, skrapiam oliwą, posypuję koprem i kolendrą, piekę 25-30 minut.

Po upieczeniu zdejmuję skórkę z papryki i wyciskam czosnek z łupinek. Warzywa przekładam do garnka, zalewam wodą 1-2 cm ponad ich poziom. Dodaję pozostałe przyprawy, miksuję. Można dodać wody, jeśli Twoim zdaniem zupa jest za gęsta.


W domu można posypuję zupę prażonymi słonecznika i pestkami granatu, jeśli go mam pod ręką, w pracy przelewam z termosu do kubka i rozkoszuję się cieplutką, aromatyczną zupą.

Och, chyba pora na kubek zupy. Co prawda nie ma jeszcze dwunastej, ale to spisywanie przepisów zaostrzyło mój apetyt :-)

niedziela, 31 stycznia 2016

Zupa z pieczonego kalafiora i selera z curry

Proszę Państwa, zacznę dzisiaj nietypowo, bo od reklamy, za którą w dodatku nikt mi nie płaci; po prostu chcę się podzielić miejscem, gdzie można kupić warzywa (i nie tylko), które smakują tak, jak powinny. Otóż wczoraj miałam okazję po raz pierwszy odwiedzić BioBazar w Gdańsku i jestem zachwycona. Nie będę zachwalać konkretnych produktów, bo jest naprawdę sporo świetnych rzeczy, więc trzeba samemu przyjść i sprawdzić, powiem tylko, że dawno już kalafior jedzony na surowo nie smakował mi tak bardzo: był chrupiący, pyszny i wyglądał przepięknie. Bardzo się ograniczałam z zakupami, bo przecież nie dam rady wszystkiego na raz przerobić, ale już robię plany, co wezmę następnym razem (czerwona kapusta, kiszona kapusta - próbowałam, pycha i czarna marchew są w tej chwili na liście obowiązkowej, no i oczywiście kalafior).

Co do kalafiora, to ostatnio często mam na niego ochotę, ale koniecznie pieczonego. W ogóle zima ma kilka plusów, jeśli chodzi o gotowanie, bo wtedy namiętnie piekę warzywa, szczególnie korzeniowe, dzięki czemu jem tanio, pysznie i zdrowo. Piekarnik przyjemnie podgrzewa temperaturę w mieszkaniu, a pieczone warzywa są najlepsze na świecie.

Tym razem zrobiłam prostą zupę. Wyszła bardzo gęsta (bulion mi się kończył) i dość delikatna, ale to już kwestia przyprawiania - wystarczy dodać chili i będzie ostrzej :) Jest tylko jeden problem: trzeba się bardzo powstrzymywać, żeby nie zjeść pieczonego kalafiora zanim trafi do zupy.


Anka




Składniki:
  • 1 niewielki kalafior
  • 1 seler
  • 1 nieduża cebula
  • 1 ząbek czosnku
  • 2-3 szklanki bulionu
  • ewentualnie: 1/2-1 szklanki mleka
  • oliwa, (dodatkowo ewentualnie masło) sól, pieprz
  • mieszanka przypraw curry
  • ewentualnie: chili
do podania:
  • pestki granatu
  • natka pietruszki
  • grzanki
Sposób przygotowania:

Kalafior dzielę na różyczki. Seler obieram, kroję na spore kawałki. Wrzucam warzywa do miski, polewam oliwą, posypuję solą, pieprzem i mieszanką curry, wszystko dokładnie mieszam.

Wykładam warzywa na blachę do pieczenia, wstawiam do piekarnika nagrzanego do 230 stopni na około pół godziny (nie upieram się, bo nie pamiętam ile czasu piekłam, wybaczcie i sprawdźcie widelcem, czy miękkie).

Gdy warzywa się już dopiekają, kroję w drobną kostkę cebulkę, posypuję solą i pieprzem podsmażam na maśle z niewielkim dodatkiem oleju (albo na oliwie) aż się zeszkli. Dodaję drobniutko posiekany czosnek, smażę jeszcze chwilę. Teraz jest też dobra pora, żeby dodać więcej przypraw: dosypuję więc curry i, gdyby mój żołądek pozwalał, dodałabym jeszcze chili. Potem wlewam bulion i ewentualnie mleko (wlewałam na oko, wydaje mi się, że ostatecznie dodałam około 3 szklanek, ale nie mam pewności), dodaję upieczonego kalafiora i selera, wszystko zagotowuję, miksuję i gotowe.

Podaję posypaną natką pietruszki, koniecznie z pestkami granatu i grzankami.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Zupa z ciecierzycy



Lubię jesień. Naprawdę. Nie przeszkadza mi zimno, bo przecież mogę się ubrać, a upałów nie znoszę. Nie przeszkadza mi deszcz i ciemność, może z wyjątkiem powrotów z pracy w deszczu i ciemnościach właśnie. Coraz lepiej radzę sobie z urodzinami (a przynajmniej się staram), które zdecydowanie nie są taką atrakcją jak w dzieciństwie. I w ogóle wszystko jest dobrze, dopóki nie spadnie śnieg.

Niemniej są takie poniedziałki jak dziś, gdy ranek jest kompletnie nie do zniesienia i trzeba mocno się spinać, żeby jak co dzień wstać i wyprawić się do pracy, a co niektórych do szkoły. Nie wiem, jak wyglądał Wasz nastrój minionego poranka, ale ja odliczałam minuty do piątku.

Wtręt pogodowy jest zupełnie od czapy (chociaż nie powiem, dzisiejsze danie bardzo dobrze pasuje do tego co za oknem), lecz skoro publikuję post w listopadzie, to mam wewnętrzny przymus wypowiedzi na temat aury. Lub stanu dróg, ale ponieważ śnieg jeszcze nie spadł, więc stan dróg nie jest tak wdzięcznym tematem.

Przejdę wreszcie do rzeczy (napisałabym ad rem, ale nie chce mi się udawać, że mam choć blade pojęcie o łacinie) i podam przepis na zupę z ciecierzycy Jamiego Olivera. Kto nie zna Jamiego, ręka do góry! Cisza? Tak myślałam. Bardzo go lubię, chociaż wcale nie przyrządzam zbyt często potraw z książek kucharskich jego autorstwa. Za to pasjami uwielbiam je przeglądać, ze szczególnym uwzględnieniem fotografii. Książki Jamiego opowiadają historie, tylko bardziej apetyczne niż w przypadku zwykłej prozy.

Dzisiaj „Włoska wyprawa Jamiego” i „Pasta e ceci”, czyli makaron z ciecierzycą, który naturalnie zrobiłam zupełnie inaczej (składniki podaję bez zmian). Po zastanowieniu się uznałam wręcz, że moje danie jedynie z powodu ciecierzycy przypomina danie Jamiego, ale tak to już bywa przy gotowaniu.

Anka


Składniki:

  • 1 mała cebula drobno obrana i posiekana
  • 1 łodyga selera naciowego drobno posiekana
  • 1 ząbek czosnku, obrany i drobno posiekany
  • oliwa z pierwszego tłoczenia
  • igiełki oberwane z 1 świeżej gałązki rozmarynu, drobno posiekane
  • 2 puszki ciecierzycy
  • 500 ml bulionu z kurczaka
  • 100 g drobnego włoskiego makaronu do zup (np. ditalini)
  • sól i pieprz
  • świeża bazylia lub natka pietruszki
Sposób przygotowania:

Cebulkę lekko podsmażam na oliwie, dodaję czosnek i seler oraz rozmaryn. A przynajmniej tak stoi w przepisie, ale ja nie mam zaufania do selera naciowego, więc dałam niewielką pietruszkę (można też marcheweczkę). A gałązkę rozmarynku wrzuciłabym całą i przed miksowaniem wyciepała do kosza, przyznam się jednak, że akurat nie miałam rozmarynu w domu. Przykrywam warzywa i podduszam przez kilkanaście minut.

Następnie odcedzam ciecierzycę, przelewam zimną wodą i razem z bulionem dodaję do gara. Zgodnie z przepisem gotuję pół godziny, a potem łyżką cedzakową wyjmuję połowę ciecierzycy i odkładam do miseczki.

Miksuję zupę, dodaję z powrotem ciecierzycę, wsypuję makaron, doprawiam solą i pieprzem i gotuję, aż makaron będzie miękki.

Jamie napisał, by jeśli zupa wyjdzie zbyt gęsta, dodać trochę wrzątku. Oczywiście, że nie dodawałam, bo uwielbiam takie gęste zupy. Najlepiej z grzankami, w dodatku wtedy nie trzeba czekać, aż się makaron ugotuje. Można jeszcze polać oliwą i posypać świeżą bazylią lub natką.
 

środa, 30 kwietnia 2014

Zupa gulaszowa

Polecam Wam ugotowanie tej zupy na majowy weekend, który - wedle prognoz - nie będzie oszałamiająco upalny. Z tej porcji wychodzi duży gar, ok. 4 litry pożywnej, konkretnej zupy, którą wystarczy odgrzać między kolejnymi wycieczkami po okolicy czy wizytami znajomych. Przepis (a także garnek tej pysznej zupy) dostałam od mojej nieocenionej sąsiadki Marysi, kiedy w listopadzie leżałam plackiem w ostatnim trymestrze ciąży.

Chuda



Składniki:
  • 0,5 kg wołowiny bez kości
  • 3 czerwone papryki
  • 0,5 kg pieczarek
  • 0,5 kg ziemniaków
  • 2 marchewki
  • 2 pietruszki
  • mały seler
  • 2 cebule
  • koncentrat pomidorowy
  • 2 łyżeczki słodkiej papryki
  • 1 łyżeczka ostrej papryki
  • majeranek
  • pieprz
  • sól
  • olej do smażenia

Sposób przygotowania:

Mięso kroję w kostkę o boku około 1cm (Marysia pisze, że najlepiej kroi się lekko zamrożone mięso, więc przed krojeniem dobrze jest je włożyć do zamrażalnika na około 3 godziny).

Na patelni rozgrzewam olej, wrzucam mięso i smażę do zrumienienia, a następnie przekładam do dużego garnka. Na tej samej patelni podsmażam pokrojone w drobną kostkę cebule i duszę pokrojone na plasterki pieczarki.

Cebulę i pieczarki dodaję do garnka z mięsem, następnie dokładam doń obrane pietruszki, marchewki i selera (w całości), zalewam trzema litrami wody, doprawiam solą i pieprzę.

Gotuję do miękkości mięsa, nawet 2-3 godziny.

Kiedy zupa bulgocze w garnku, kroję w kostkę czerwoną paprykę i ziemniaki. Gdy mięso zmięknie, wyjmuję z zupy włoszczyznę, czekam, aż ostygnie i kroję w kostkę. Do garnka wkładam pokrojoną paprykę, dodaję mieloną paprykę słodką i ostrą, majeranek i gotuję około 15 minut.

W tym czasie w osobnym garnku gotuję w minimalnej ilości wody ziemniaki pokrojone w kostkę. Dodaję do zupy włoszczyznę i ziemniaki razem z wodą, w której się gotowały. Doprowadzam zupę do wrzenia i dodaję 3 łyżki koncentratu pomidorowego. Doprawiam do smaku solą i pieprzem.

środa, 8 maja 2013

Zupa literkowa

Każdy, kto zna gadającego psa Martę z kreskówki, słyszał też o zupie literkowej. Kto nie słyszał, niech się dowie, że jest to sprzedawana w puszkach zupa, w której pływają literki (kreskówka tego nie precyzuje, ale prawdopodobnie jest to makaron). Dzięki jej konsumpcji Marta zaczęła mówić (i teraz mówi mówi mówi mówi wciąż... - zupełnie jak moje dzieci!)

Ostatnio natężenie oglądania przygód Marty wzrosło straszliwie, nie bez winy był tu deszczowy długi weekend. Chłopcy wpatrywali się w ekran z zachwytem, a po sesji przed telewizorem zażyczyli sobie na obiad zupę literkową. Ależ proszę bardzo!


Zajrzyjcie na stronę CupoNation.pl, znajdziecie tam wiele fajnych ofert i rabatów na książki, ciuchy, zabawki i inne. Właściciel serwisu wspiera Mikołajka, cieżko chorego chłopczyka, któremu pomagamy w ramach akcji Macierzyństwo bez lukru.


Składniki na 6 porcji:
  • 1 litr rosołu
  • 2 puszki pomidorów bez skórki
  • sól, pieprz
  • ok. 100 g makaronu w kształcie literek (najbardziej lubię Czaniecki)
Sposób przygotowania:

1. Rosół można uzyskać z kostki, ale najsmaczniejszy jest oczywiście ugotowany własnymi rękami np. według tego przepisu.

2. Rosół vel bulion podgrzewam, wlewam zawartość puszek (dwie dają kremową, gęstą zupę, jaką lubimy), miksuję blenderem, doprawiam.

3. Makaron gotuję według przepisu na opakowaniu, odcedzam na durszlaku, przelewam zimną wodą, łączę z zupą. Jemy.

…. A potem dzieci zaczynają mówić i mówią, mówią, mówią wciąż, dopóki nie zasną.

sobota, 27 października 2012

Rosół



Odkąd urodziły się moje dzieci dzieci, ugotowałam niezliczone ilości rosołu.
Był taki czas w życiu mojej córki, że odżywiała się niemal wyłącznie rosołkiem z makaronem, ewentualnie raczyła zjeść kawałek banana lub jabłka.
Był taki czas w życiu mojego syna alergika, że najchętniej karmiłabym go wyłącznie suchym ryżem, ale że szanse na to były niewielkie, to ciepły rosołek też się nadał (bez selera).
Co ciekawe, sama już od bardzo dawna praktycznie nie jadam rosołu, ale cała reszta mojej rodziny nie wydaje się być znudzona i prosi o dokładki. Dla mnie to fenomen.

Prawie zawsze gotuję drobiowy rosół, na tym, co akurat mam. Czasami była to nawet pierś z kurczaka (rozrzutnie i trochę za mało kości, wiem, ale gdy nie ma jak iść po zakupy, to się nie wybrzydza i wyjmuje z zamrażalnika co jest). Teraz zmądrzałam i czatuję w mięsnym na kurczaka z chowu zagrodowego (całkiem znośny w smaku) i zazwyczaj gotuję rosołek na korpusie, a udka, skrzydełka i pierś piekę. Wiele osób najbardziej ceni sobie rosół gotowany na mięsie drobiowym z dodatkiem wołowiny i faktycznie coś w tym jest, bo gdzieś od roku zawsze staram się dorzucić kawałek wołowiny.

Praktycznie non stop w zamrażalniku stoją litrowe pojemniki z rosołem, które stanowią mój żelazny zapas na czarną godzinę. Rozmrażam, zagotowuję i bardzo często przerabiam na zupę pomidorową, która stoi najwyżej wśród ulubionych potraw większości rodziny. Historia lubi się powtarzać, bo gdy moja matka pytała co chcę na obiad, prawie zawsze odpowiadałam, że pomidorową.

Rosół jest prosty i mało zajmujący, wymaga tylko czasu.  Chyba, że ktoś ma szybkowar.

Anka

Składniki:

Jeśli chodzi o ilość mięsa i wody, to sprawa nie jest ściśle określona. Zasada jest prosta: im więcej mięsa, tym bardziej esencjonalny wywar otrzymamy. Powiedzmy, że 1-1,5 kilograma mięsa zalewam 2-3 litrami wody, ale jeszcze mi się nie zdarzyło ważyć mięsa, ani odmierzać wody. Jeśli rosół wyda się zbyt wodnisty w smaku, należy go pogotować dłużej, żeby odparował nadmiar wody.
  • mięso drobiowe z kością
  • 3-4 marchewki
  • 2 pietruszki
  • nieduży kawałek selera
  • 1 por
  • 1 cebula
  • natka pietruszki (duży pęczek)
  • 1-2 liście laurowe
  • 1-2 ziarna ziela angielskiego
  • sól, pieprz
  • ewentualnie: ząbek czosnku, świeży tymianek, lubczyk

Sposób przygotowania:

Mięso dokładnie myję pod zimną wodą, wkładam do garnka i zalewam zimną wodą. Stawiam na ogniu, nie przykrywam i powoli doprowadzam do wrzenia jednocześnie zbierając szumowiny, jakie pojawiają się na wierzchu. Gotuję w ten sposób kilka minut (można nawet pół godziny, ale rzadko chce mi się czekać z dalszą częścią). Nie dopuszczam do tego, żeby woda gwałtownie się gotowała, rosół ma tylko „mrugać”.

Dodaję ziele angielskie, liść laurowy i pieprz (wrzucam hojną ręką ziarnisty), wkładam obrane i oczyszczone: cebulę, marchewki, pietruszki, kawałek selera i por oraz wielki wiecheć natki pietruszki. Bardzo chętnie dodaję kilka gałązek tymianku, jeśli akurat mam i uwielbiam lubczyk, ale on rzadko bywa w sklepach. Jeśli chodzi o ziele angielskie i liść laurowy, to dodaję je obowiązkowo, ale wolę, gdy nie ma ich zbyt dużo, natomiast ziarenek pieprzu sypię całkiem sporo. Bardzo często dodaję 1-2 ząbki czosnku.
Wiele osób nie obiera do końca cebuli, ale zostawia wewnętrzne łupinki, a nawet opalają je lekko na gazie. 

Gotuję na bardzo wolnym ogniu przez co najmniej 2 godziny.

Wyjmuję warzywa i mięso łyżką cedzakową. Dodaję sól, całość przecedzam przez gęste sitko.

Gotowe.

sobota, 25 sierpnia 2012

Zupa krem z pomidorów


Mniej więcej rok temu, na wakacjach, szukaliśmy czegoś do jedzenia. Los i lokalni doradcy zaprowadzili nas do baru, w którym czas się zatrzymał. Gdy tylko zobaczyłam wypisany w charakterystyczny sposób jadłospis, wiedziałam co wybrać. Pomidorową, oczywiście!
Była dokładnie taka, jaką pamiętam ze stołówek: zabielana, z ryżem, której smaku nie da się odtworzyć w domu i który pamiętam do dziś.
Tego dnia jadłam był obiad sentymentalny, ale muszę przyznać, że moja ulubiona pomidorówka smakuje nieco inaczej.

Odkąd córka zaczęła głośno informować o swoich gustach kulinarnych, pomidorową gotuję znacznie częściej niż kiedyś i od dłuższego czasu powtarzam niemal do znudzenia (chociaż nigdy się nie nudzi!) jeden, banalny przepis. Powiem więcej, to praktycznie ta sama receptura co w przypadku mojego pomidorowego sosu do spaghetti, jednak jej zaletą jest fakt, że jeszcze nigdy mnie nie zawiodła.  Sekret tkwi jak zawsze w składnikach: dobre pomidory (z radością używam tych w puszce, bo oszczędzają czas i tylko w sezonie, gdy pomidory naprawdę pachną pomidorami, chce mi się obierać i wyjmować pestki, a i to rzadko), świeża bazylia, czosnek i oczywiście domowy rosołek. Pomidorówkę, jak powszechnie wiadomo, robi się następnego dnia po ugotowaniu rosołu. Żelazna zasada kuchni polskiej ;)

Smacznego!
Anka


Składniki:
  • kilka suszonych pomidorków
  • 1-3 ząbki czosnku
  • garść świeżych liści bazylii
  • 2 puszki pomidorów bez skóry lub ok. 1 kg mięsistych pomidorów (obranych ze skóry i wypestkowanych)
  • 1 litr bulionu (lub mniej)
  • odrobina oliwy (może być ta od suszonych pomidorków)
  • sól, pieprz, cukier

Sposób przygotowania:

W garnku z grubym dnem rozgrzewam oliwę, wrzucam pokrojony na plasterki czosnek i suszone pomidorki. Nie bawię się w dokładne siekanie, bo potem i tak wszystko zmiksuję, czasami nie kroję w ogóle, czosnek tylko obowiązkowo miażdżę płaską stroną noża.

Smażę około minuty lub dwóch, pilnuję, by nie przypalić czosnku, dodaję bazylię. Potem dodaję pomidory, sól, pieprz i cukier (cukru co najmniej około łyżeczki, zależy od kwaśności pomidorów). Gotuję na wolnym ogniu kilka minut, dodaję bulion.

Wszystko gotuję jeszcze około 20 minut, dokładnie miksuję. Próbuję i doprawiam jeśli trzeba. I tu przyznaję, że miksuję razem z liśćmi bazylii, ale jeśli komuś zależy na ładniejszym wyglądzie (potem w zupie pływają ciemne pypcie), to może bazylię wyłowić z garnka. Osobiście jednak uważam, że zmiksowanie wszystkiego razem poprawia smak.

Podaję z makaronem, ryżem lub grzankami.

Related Posts with Thumbnails
/*Google anatytics */