Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przetwory. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przetwory. Pokaż wszystkie posty

środa, 27 sierpnia 2014

Wiśnie w rumie

Długo kazałam Wam czekać na ten przepis, ale prawie całe wakacje spędziłam poza domem. Wpadłam na chwilę, przełożyłam wiśnie do słoiczków, rum zlałam do butelki i wróciłam na letnisko. Degustację tak wisienek jak i zalewy odbyłam dopiero teraz, więc z czystym sumieniem mogę Wam zaprezentować jej wyniki. Opinia brzmi: coś pysznego! Co prawda doszliśmy z mężem do wniosku, że wiśnie całkowicie zdominowały smak rumu, ale nie przeszkadza to w delektowaniu się tą lekką nalewką o wspaniałym kolorze i aromacie. A wisienki bez zarzutu. Jędrne, aromatyczne – wręcz doskonałe. Można je używać do deserów czy wypieków, ale myślę, że wyjadane prosto ze słoika będą mi osładzać długie zimowe wieczory. Przepis stąd, dostosowałam proporcje do nędznej ilości wiśni, którą dysponowałam. Wyszły mi cztery małe słoiczki (po 200 ml) i niewielka buteleczka nalewki (też ok. 200 ml).

Chuda


Składniki:
  • 500 g wypestkowanych wiśni
  • 250 g cukru
  • 250 ml rumu

Sposób przygotowania: 
Wiśnie płuczę, odstawiam na sicie, by odciekły, następnie wydłubuję pestki. Mąż pokazał mi, jak to zrobić agrafką – świetny sposób, niech się drylownica schowa. Doszłam do takiej wprawy, że mogłabym najmować się do drylowania.

Wypestkowane wiśnie wkładam do słoika (1,7 l był w sam raz), zasypuję cukrem, zalewam rumem. Delikatnie wykonuję słoikiem ruchy okrężne, aż do rozpuszczenia cukru. Odstawiam na trzy tygodnie (u mnie stało cztery).

Po upływie czasu przeznaczonego na przechodzenie wiśni rumem, a rumu wiśniami, przekładam owoce do wyparzonych słoiczków, zalewam je płynem, słoiki mocno zakręcam. Pozostały płyn zlewam do buteleczki (gdyby nie abstynencja wymuszona karmieniem dziecka, wlałabym wprost do gardła).

W wersji dla wytrwałych zalecane jest odstawienie na pół roku.

piątek, 4 lipca 2014

Sok z wiśni i wiśnie deserowe

Jeden przepis, jeden garnek, a dwa przysmaki. Sok z wiśni – wiadomo, a wisienki doskonale nadają się do rogalików drożdżowych i innych wypieków oraz deserów. Świetnie smakują również wyjadane prosto ze słoika. Wiem co piszę :-)

Przepis dostałam od nieocenionej Lidzi. Zrobiłam z połowy porcji, bo koniecznie chciałam zrobić również wiśnie w rumie, a okazało się, że niby miałam tyyyyle wiśni, a po wydrylowaniu z podjadaniem został marny kilogram do podziału na pół. Nawet nie zaczynajcie z taką odrobiną, wyszło mi półtora słoiczka wisienek (słoiczek 200 ml) i jeden słoik soku (300 ml). Soku byłoby trochę więcej, gdyby nie to, że postawiłam wiśnie zasypane cukrem na gazie i poszłam karmić Wojtka. Po powrocie zastałam sporo soku na kuchence.

A wiśnie miałam doskonałe, z sadu Teściowej. Pewnie powtórzę operację, ale już z wiśni z bazarku. Druga połowa kilograma zasypana cukrem i zalana rumem musi odstać trzy tygodnie, potem powędruje do słoików. Ale o tym będzie już w następnym przepisie :-)


Chuda

Składniki:
  • 1 kg wydrylowanych wiśni
  • 800 g cukru
Sposób przygotowania:

Wypestkowane wiśnie (użyłam agrafki, bardzo sprawnie mi poszło) zasypuję cukrem i stawiam na niewielkim ogniu. Mają się zagotować i gotować ok. 30 minut, nie dłużej, żeby owoce pozostały jędrne.

Nie oddalajcie się, jak ja to uczyniłam, lubi wykipieć.

Słoiki dokładnie myję, wyparzam wrzątkiem. Wiśnie odsączam z soku, do jednego słoiczka wkładam owoce, do drugiego wlewam sok.

Zakręcam, pasteryzuję: wkładam do rondelka, nalewam ciepłej wody do połowy wysokości słoiczków, przykrywam rondel. Doprowadzam do zagotowania wody i trzymam pięć minut na małym ogniu. Wyjmuję ostrożnie, dokręcam i stawiam na zakrętkach. Zostawiam do ostygnięcia.

Inny przepis na wiśnie w syropie.


sobota, 1 grudnia 2012

Dżem bananowo-czekoladowy



Szczerze mówiąc miałam już dość szukania kolejnego przepisu na babeczki z bananami (zwłaszcza, że mam w zanadrzu dwa nowe). A skoro sezon sprzyja zastosowaniom czekolady w kuchni, to szybko zmieszałam coś w rodzaju dżemu. Czy też raczej musu.

Taki dżem to żadna nowość, ale warto sobie o nim przypomnieć grudniową porą. A jeśli akurat pod ręką znajdą się wiórki kokosowe i lekko czerstwy chleb, to dzieci na pewno będą zachwycone. Przy czym wycinanie gwiazdek z całą pewnością nie jest konieczne.

Anka

Składniki:

  • ok. 4-5 bardzo dojrzałych bananów
  • 2 łyżki soku z cytryny
  • 1/3-1/2 szklanki cukru (brązowy lub biały, można wziąć więcej)
  • ziarenka z połowy laski wanilii lub np. odrobina cynamonu
  • 100 g gorzkiej czekolady (lub mniej)


Sposób przygotowania:

Krótki wstęp na temat proporcji.
Cukru jak zwykle sypiemy najpierw mało, próbujemy i ewentualnie dodajemy. Ilość cukru zależy przede wszystkim od ilości soku z cytryny, a ja z rozpędu wycisnęłam z połowy.  Natomiast 100 g czekolady na 4-5 bananów to naprawdę sporo, można dać mniej.

Banany obieram, kroję na plasterki wrzucam do garnka z grubym dnem. Dodaję sok z cytryny, ziarenka wanilii i cukier. Stawiam na kuchence i od razu po zagotowaniu zmniejszam ogień, gotuję kilka minut. Miksuję blenderem.

Dodaję połamaną na kawałki czekoladę i mieszam, aż powstanie gładka masa.

Taki ciepły dżem/mus byłby świetny do polania lodów.


wtorek, 23 sierpnia 2011

Sok z malin

Sok za sokiem, ale to właśnie ten sezon. Dziś przedstawiam przepis na sok malinowy. Zdania co do wartości odżywczych soków tłoocznych na gorąco są podzielone, ale dla mnie najważniejsza jest świadomość, że podaję dzieciom sok z malin rosnących daleko od drogi, które osobiście zerwałam i przetworzyłam, zatem wiem, co pijemy.  A do tego sok jest naprawdę pyszny.

Soki robię w garnku zwanym sokownikiem. Składa się on z trzech części: dolnej, do której wlewa się wodę, środkowej, do której spływa sok i górnej z dziurkami, do której wsypuje się maliny zasypane cukrem, całość przykrywa się pokrywką. Pod wpływem pary i cukru maliny puszczają sok, który zlewam do słoików wężykiem umieszczonym w środkowej części.

Z dwóch kilogramów malin wyszło mi siedem i pół słoika soku o pojemności 300 ml.

Chuda

Składniki:

  • 1 kg malin
  • 750 g cukru

Sposób przygotowania:

Przebrane maliny wrzucam do garnka i zasypuję cukrem. Gotowy sok zlewam do wymytych i wyparzonych słoiczków lub butelek po bobofrutach, kubusiach i podobnych napojach.

Pod koniec, gdy  ilość spływającego soku maleje, mieszam drewnianą łyżką resztkę malin. Na dół zleci wówczas wiele pestek, zatem sok trzeba będzie przecedzić przed wlaniem do słoików.

Słoiki zakręcam i stawiam dnem do góry. Następnego dnia dokręcam pokrywki i odstawiam soki do szafki w normalnej pozycji.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Sok z czerwonej porzeczki


Uwielbiam lato, bo pachnie najpiękniej na świecie świeżymi owocami. Podczas pobytu u Rodziców przerabiałam na soki rosnące w głębi ogrodu porzeczki i maliny, zamykając do słoików i butelek smaki lata. Pijemy je później przez całą długą zimę, dolewając do herbaty albo rozcieńczając wodą mineralną.

Mama dysponuje garnkiem do soków zwanym parownikiem albo sokownikiem – genialnym w swej prostocie urządzeniu, które Tata kupił w nieistniejącej dziś Niemieckiej Republice Demokratycznej u początku lat 80. ubiegłego wieku. Pamiętacie tę epokę? Z NRD pochodził super nowoczesny robot kuchenny KM8, obłędne zabawki (najbardziej pamiętam zestaw do zabawy w sklep: miniaturki prawdziwych niemieckich produktów, pudełek mąki, mleka dla niemowląt, cukru, kasz) i przepiękne kredki. Kredki były wyprodukowane w Czechosłowacji, ale dostępne w Niemczech. Na odmianę w Czechosłowacji można było kupić kredki enerdowskie, bowiem wymiana towarów między bratnimi krajami była – jak wiele rzeczy w tamtych czasach – posunięta do granic absurdu.

Wybaczcie dygresję, już wracam do meritum, czyli soków. Jak wygląda i jak działa sokownik piszę tutaj. Mam kłopot z określeniem ilości soku uzyskanego w procesie przetwarzania porzeczek, gdyż wzięłam na warsztat wiaderko o pojemności ośmiu litrów. 

Chuda

Składniki:
  • 1 kg czerwonych porzeczek
  • 1 kg cukru

Sposób przygotowania:

Porzeczki płuczę, wyjmuję z nich listki. Mama zalecała szypułkowanie, ale miałam za mało samozaparcia. Wrzucam jak leci do garnka stojącego na ogniu, zasypuję cukrem i czekam, aż zaczną puszczać sok.

W tym czasie wymyte wcześniej słoiki wyparzam i odstawiam do wysuszenia. Zlewam sok bezpośrednio do słoików, każdy zakręcam pokrywką i odstawiam pokrywką do dołu. Następnego dnia stawiam słoiki dnem do dołu, dokręcam zakrętki i gotowe. Można pić od razu, albo poczekać na zimę.


poniedziałek, 18 lipca 2011

Wiśnie w syropie

Uwielbiam wiśnie. Przywiozłam świeżo zerwane z drzewa w ogrodzie rodziców i jadłam, dopóki mi język nie ścierpł na amen. To co zostało, postanowiłam schować do słoików. Znalazłam w sieci kilka przepisów, z których wybrałam najmniej pracochłonny.

Pokarało mnie za lenistwo: pomyliłam 12 godzin z 24 i ponowne zasypywanie cukrem wypadło mi na 2.00 w nocy. Jednak nie ma tego złego, przynajmniej odrobiłam się z zaległym prasowaniem.

Podaję nieco mniej cukru, niż było w oryginale, bo nie wszystek się rozpuścił mimo mieszania.

Owoce są bardzo smaczne i jędrne. Świetnie nadają się do lodów i ciast.


Chuda



Składniki:
  • 400 g wiśni
  • 400 g cukru
Sposób przygotowania:

Najpierw wyjmuję z wiśni pestki, co jest czynnością żmudną i brudzącą, zatem zalecam użycie odzieży ochronnej. Można stosować mechaniczną drylownicę albo wykałaczkę. W mojej małej kuchni nie mam gdzie wstawić drylownicy, zatem użyłam drewnianego patyczka.

Wydrylowane wiśnie wkładam do miski i zasypuję połową cukru. Dobrze to zrobić rano, bo wtedy drugie zasypywanie po 12 godzinach przypadnie na wieczór, a nie – jak w moim przypadku – na środek nocy.

Po 12 godzinach odlewam do szklanki sok, który powstał i chowam do lodówki. Zasypuję wiśnie resztą cukru i odstawiam na kolejne 12 godzin. Po ich upływie przekładam wiśnie do rondla, wlewam wcześniej odlany sok i mieszam na małym ogniu do rozpuszczenia cukru. Ma się dobrze podgrzać, ale nie zagotować.

Przygotowuję słoiki: biorę małe, takie jak po chrzanie czy musztardzie, myję je dokładnie, wyparzam wrzątkiem, osuszam czystą ściereczką. Do ciepłych słoików przekładam wiśnie i zalewam sokiem – z tej porcji wyszły mi dwa słoiczki wiśni i jeden syropu.

Następnie pasteryzuję: zakręcone słoiki wkładam do rondelka, nalewam ciepłej wody do połowy wysokości słoiczków, przykrywam rondel. Doprowadzam do zagotowania wody i trzymam pięć minut na małym ogniu. Wyjmuję ostrożnie, dokręcam i stawiam na zakrętkach. Zostawiam do ostygnięcia.

poniedziałek, 25 października 2010

Dżem jabłkowo-śliwkowy

Onegdaj wspominałam, że nie robię żadnych dżemów ani konfitur. Wiem już nawet dokładnie dlaczego.

- Dzieci – zapytał mąż w porze kolacji – Kto chce kanapkę z dżemem zrobionym przez mamę?
- Ja nie! – krzyknął gromko Szymon.
- Ja nie! – natychmiast odezwała się Jagoda.
I faktycznie, chyba nawet nie spróbowali.

Nie, to nie. Za to jako dodatek do kruchego ciasta ten dżem jest po prostu super! Zresztą w  ogóle jest pyszny :)


Składniki:
  • 1 kg śliwek (wzięłam węgierki)
  • ½ kg jabłek (wzięłam antonówki)
  • ½ szklanki brązowego cukru
  • 1 szklanka białego cukru
  • kawałek kory cynamonu
  • 1 łyżka cukru aromatyzowanego wanilią lub laska wanilii, przekrojona
Sposób przygotowania:

Śliwki myję i dryluję. Jabłka obieram, wycinam gniazda nasienne i kroję na kawałki. Wkładam do garnka z grubym dnem, dodaję cukier i i pół szklanki wody, zagotowuję. Dodaję kawałek kory cynamonu i laskę wanilii (jeśli wcześniej nie wsypałam cukru aromatyzowanego wanilią) i gotuję bez przykrycia na małym ogniu kilka godzin, aż woda odparuje. Gotowanie przez dwa dni też nie zaszkodzi.

czwartek, 16 września 2010

Powidła śliwkowo-czekoladowe

Nie robię przetworów.
Po pierwsze i najważniejsze: nie mam miejsca na składowanie słoików. Po drugie, być może jeszcze ważniejsze: zazwyczaj mi się nie chce. Owszem, nie raz westchnęłam tęsknie za galaretką z czarnej porzeczki albo truskawkami mojej Mamy, nie wspominając nawet o przeróżnych kwaśnych sałatkach, za które dałabym się pokroić. Ale w zdecydowanej większości były to przetwory z owoców i warzyw rosnących w naszym ogródku, co jak wiadomo, zdecydowanie wpływa na jakość.

Tym razem jednak Mąż kupił bardzo dużo kwaskowatych węgierek. Wykorzystałam szybko znikomą cześć owoców do knedli, po czym skończyło mi się natchnienie.

Na szczęście odwiedziłam akuratnie blog Moje Wypieki i zobaczyłam piękne zdjęcie konfitury wiśniowej. Co mi szkodzi – pomyślałam i czym prędzej postawiłam garnek.

Gotowałam to cudo dwa dni przynajmniej po trzy godziny. Nie przerażajcie się, to wcale nie jest pracochłonna sprawa, trzeba tylko być w domu i od czasu do czasu przemieszać zawartość garnka. Ale warto było!

Efekt końcowy ma cudowną konsystencję i trochę kojarzy się ze śliwkami w czekoladzie. Myślę, że gdy już pożremy wszystko, to zrobię następną wersję, ale tym razem dodam na sam koniec rozpuszczoną gorzką czekoladę.

Pycha!




Składniki:

1 kg śliwek węgierek
1 szklanka cukru („z czubkiem”)
2 łyżki kakao
1/3 szklanki wody
1-2 łyżeczki ekstraktu waniliowego (niekoniecznie)
2 łyżki soku z cytryny
1 łyżka rumu (niekoniecznie)

[Listonic]

Sposób przygotowania:

Śliwki myję i wypestkowuję. Wrzucam do garnka z grubym dnem, dodaję cukier i stawiam na małym ogniu. Mieszam od czasu do czasu.
Cukru być może trzeba będzie jeszcze dodać, wszystko jak zwykle zależy od kwaśności śliwek. Po prostu spróbujcie i zobaczcie, czy smak Wam odpowiada.

(jakieś trzy godziny później…)

Powidła zmieniły już nieco konsystencję, ale nadal są rzadkie. To nic. Zestawiam z ognia, studzę i wstawiam do lodówki na noc.

(a następnego dnia…)

Znowu stawiam powidła na małym ogniu i mieszam od czasu do czasu. Gdy widzę, że zaczynają się robić coraz gęstsze dodaję kakao dokładnie rozmieszane z wodą, ekstrakt i rum. Mieszam i gotuję, gotuję, gotuję…
W sumie znowu zajmuje mi to jakieś trzy godziny.

Na koniec dodaję sok z cytryny, zagotowuję. Sok z cytryny dodatkowo pomaga trochę zgęstnieć. Zestawiam z kuchni i studzę.

Na pocieszenie dla niecierpliwych dodam, że powidła można podjadać na każdym etapie przygotowań :)

środa, 7 lipca 2010

Ogórki małosolne

W Krakowie za kilogram pięknych, zgrabnych, młodych ogórków zapłaciłam w poniedziałek 3 zł. Kupiłam też główkę młodego czosnku (1,20 zł) oraz wiązkę kopru (nie wiem, ile kosztowała) i kiedy Michaś w południe przytulił się do piersi Morfeusza, zabrałam się za kiszenie.

Małosolne wyszły bardzo smaczne. Jedyne, co mi przeszkadzało, to nazbyt intensywny aromat kopru, bo z rozpędu włożyłam dwie gałązki. Jedna wystarczy. Zrobiłam je w południe w poniedziałek, a we wtorek wieczorem zjedliśmy połowę, za co podziękowania należą się P.T. Upalnej Aurze. Bardzo lubimy takie świeżutkie, ukiszone z wierzchu, a w środku jeszcze surowe.

Kilka lat temu, jako ambitna młoda żona, kupiłam pięciolitrowy słój na małosolne, bo taki był u mnie w domu. Przez lata uparcie kisiłam parę kilo ogórków naraz, choć mocniej ukiszone nie były już dla nas atrakcyjne, niewinna rozrywka zamieniała się w czasochłonną pracę, a wielki słój przeszkadzał, gdziekolwiek go nie postawiłam. W tym roku poszłam w końcu po rozum do głowy i nie rozpędzam się już z hurtową produkcją. Kupiłam słoik o pojemności 1,7 l, który akurat mieści ok. 1 kg wsadu i niecały litr zalewy. Chyba dokupię drugi i będę robić na zmianę, dzień po dniu, dzięki czemu będzie zachowania ciągłość zaopatrzenia, co dla takich amatorów jak nasza czwórka jest bardzo istotne. Żałuję tylko, że nie skusiłam się na kamionkowy garnek, wówczas ogórki byłyby nie tylko pyszne, ale i wyglądałyby stylowo, a dobry wygląd jest nie do przecenienia na blogu kulinarnym :)

Składniki:
(na słoik o pojemności 1,7 l)

ok. 1 kg ogórków podobnej wielkości (najbardziej smakują mi małe)
1 l wody
1 kopiata łyżka soli
pół główki czosnku
1 łodyga kopru

Sposób przygotowania:

Przegotowaną wodę solę i studzę. Ogórki myję dokładnie. Czosnek dzielę na piórka. Koper płuczę.

Słoik myję i wyparzam wrzątkiem, na dno kładę gałązkę kopru, następnie układam ogórki ciasno jeden obok drugiego. Pomiędzy ogórki wkładam ząbki czosnku, potem kolejną warstwę ogórków i na wierzch piętkę chleba, żeby wspomóc proces kiszenia. Zalewam chłodną wodą z solą, przykrywam spodkiem, na którym stawiam szklankę z wodą dla obciążenia. Słoik stawiam na talerzu, bo ogórki będą kipieć.

I kisną, i kipią, i kisną, aż osiągają idealny smak i znikają wówczas, jak sen jaki złoty. A wtedy kupuję następny kilogram ogórków, itd., itd. Do końca sezonu :)

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Marmolada z cebuli

Jest jedna rzecz, której właściwie nigdy nie brak w mojej lodówce: cebula.
Jej obecność w większości moich potraw, szczególnie mięsnych, jest tak oczywista, że wkrótce zacznę zapominać by o niej napisać. Podsmażona lub gotowana traci swój ostry smak i zastępuje go słodycz, bo podczas obróbki wydostają się z niej naturalne cukry.
Niektórzy twierdzą w dodatku, że jedna cebula każdego dnia trzyma lekarza z daleka, ale z tym zdaniem nie do końca się zgadzam.

Tym razem proponuję przepyszną marmoladę z czerwonej cebuli. Moim zdaniem nadaje się po prostu jako dodatek do chleba z masłem, ale jeśli ktoś musi, to proszę bardzo, można położyć też szynkę czy ser pleśniowy. Na pewno sprawdzi się także jako dodatek do zimnych mięs.
Polecam.

Przepis znalazłam na tej stronie.



Składniki:

1 kg czerwonej cebuli
250 g brązowego cukru
150 ml octu z czerwonego wina (dałam mniej)
oliwa lub masło do smażenia

Sposób przygotowania:

Cebulę kroję w cienkie piórka i podsmażam na maśle lub oliwie aż zmięknie i lekko zmieni kolor.
Dokładam cukier, mieszam do rozpuszczenia, wreszcie dolewam ocet i gotuję wszystko na wolnym ogniu tak długo, by uzyskało kleistą konsystencję marmolady (około 50 minut). Od czasu do czasu mieszam.

Przechowuję w szklanym słoiku w lodówce.

środa, 2 grudnia 2009

Kandyzowana skórka pomarańczowa

Niezastąpiony dodatek do świątecznych makowców, do kawowych muffinek, do czekoladowych ciast. W sieci jest wiele przepisów na ten specjał, ja przyrządzam go tak, jak robiła to moja mama w dawnych czasach, kiedy pomarańcza była prawdziwym rarytasem i obowiązkowo wykorzystywało się ją w całości. Pamiętam, że nawet pestki sadziłam w doniczkach i hodowałam z nich rachityczne drzewka, które przez jakiś czas rosły, a potem kończyły żywot nagle lecz spodziewanie, bo w moim domu rodzinnym wytrzymywały tylko bardzo odporne rośliny, którym niestraszny był ani brak wody, ani wszędobylski kot.

Cóż, nie mam ręki do roślin doniczkowych, ale za to umiem zrobić całkiem niezłą skórkę pomarańczową :-)

Chuda


Składniki:

  • dwie pomarańcze
  • 1 szklanka wody
  • 0,5 szklanki cukru

Sposób przygotowania:

Pomarańcze muszą być nieduże, z dość cienką i zdrową skórką. Szoruję je szczoteczką pod dobrze ciepłą wodą, a następnie wkładam do niedużego naczynia i polewam wrzącą wodą z czajnika. Zostawiam we wrzątku na dwie minuty, wyjmuję, odkładam na bok, aby wystygły.

Następnie robię cztery nacięcia wzdłuż owocu, zdejmuję skórkę w czterech częściach, wkładam ją do garnuszka i zalewam przegotowaną wodą. Zostawiam na kilkanaście godzin, kilka razy zmieniając wodę.

Pomarańcze zjadam w trakcie.

Po odlaniu wody i opłukaniu skórki na sicie wycinam nadmiar białej błonki, jeśli jest wyraźnie gruba. W rondelku zagotowuję wodę z cukrem, gotuję 10 minut, wkładam do niej skórkę i na małym ogniu gotuję ok. 45 minut, aż syrop zgęstnieje, a skórka zrobi się szklista.

Do wyparzonego słoiczka wkładam gorącą skórkę, zalewam ją syropem, zakręcam i odstawiam do wystygnięcia. Zasadniczo cukier powinien ją dobrze zakonserwować, ale strzeżonego Pan Bóg strzeże – wolę przechowywać ją w lodówce. Jeden mały słoiczek nie zabiera dużo miejsca.

Kroję w kostkę dopiero przed dodaniem do wypieków.

sobota, 28 listopada 2009

Barszcz czerwony

Bardzo łatwo ukisić w domu barszcz czerwony, który jest pyszny i bardzo zdrowy. Można go pić, można podać z uszkami, można zabielić i serwować z ziemniakami. Jest idealny na Wigilię, na rozgrzewkę, na niedobory żelaza. A kiedy już raz przekonasz się, jaki jest pyszny, to nigdy więcej nie sięgniesz po barszcze instant.



Składniki:

8 lub 10 buraków czerwonych
główka czosnku
woda
3 kostki rosołowe
sól, pieprz do smaku

Sposób przygotowania:

Przygotowuję dwa słoiki lub weki o pojemności jednego litra każdy: myję je dokładnie i wyparzam wrzącą wodą.

Połowę buraków odkładam, będą potrzebe za kilka dni, pozostałe myję, obieram cienko (koniecznie w rękawiczkach!), płuczę na durszlaku, kroję na plastry o grubości ok. 0,5 cm. 6 ząbków czosnku obieram i kroję na pół. Na dno każdego słoika wrzucam jeden ząbek, układam ciasno plastry buraków, w środek jeden ząbek, znowu buraki i blisko wierzchu kolejny ząbek czosnku.

Przegotowuję i studzę wodę, chłodną zalewam buraki. Do każdego słoika wkładam na wierzch skórkę z jednej kromki chleba, najlepiej razowego. Wciskam ją pod brzegi słoika. Przykrywam słoik papierem śniadaniowym, przymocowuję go gumką-recepturką. Stawiam w cieple. Barszcz należy kisić 5-7 dni.

Po tych kilku dniach zlewam barszcz do czystego, wyparzonego słoika. Biorę buraki pozostałe od kiszenia, myję je, obieram cienko, płuczę. Kroję na niewielkie cząstki. W garnku zagotowuję 2 l wody, rozpuszczam w niej kostki rosołowe, wkładam pokrojone buraczki. Gotuję na niewielkim ogniu przez godzinę. Po godzinie wyławiam buraczki, a do barszczu dolewam gorącej wody, jeśli dużo wyparowało. Kiedy się dobrze zagrzeje, ale jeszcze nie zagotuje, wlewam kiszony barszcz i na niewielkim ogniu podgrzewam przez chwilę. Ma być gorący, ale nie może się zagotować, bo wtedy straciłby kolor. Doprawiam solą, pieprzem i roztartym ząbkiem (lub dwoma) czosnku do smaku. Podaję z uszkami lub do krokietów.
Related Posts with Thumbnails
/*Google anatytics */