Pokazywanie postów oznaczonych etykietą orzechy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą orzechy. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 12 marca 2018

Krem z orzechów laskowych i czekolady czyli domowa nutella

Zrobienie domowej nutelli chodziło za mną od dawna. Nie będę kryć, że moje dzieci uwielbiają tę ze sklepu, a kochana Ciocia Dziunia dbała, bym im przysmaku nie zabrakło. Tolerowałam to do wybuchu afery z rakotwórczością smarowidła, wtedy powiedziałam – basta! Szlus! Koniec!

Podjęłam żmudne i żałosne próby zachęcenia dziateczków do jedzenia wyprodukowanych przeze mnie zastępników - a to kremu daktylowego według przepisu z Jadłonomii, a to czeko-śliwki, jednak na próżno. Wykrzywiali się tylko i wywalali jęzory, w międzynarodowym geście, że błeeeee, ohyyyyda!...

Zjadałam więc z apetytem, ale i rezygnacją wzgardzone przysmaki, bo nie o to chodziło, żebym ja się nimi zapychała. Szukałam więc dalej, aż trafiłam na moje wypieki, a tam na idealny krem z orzechów laskowych i czekolady (i niestety z mleka skondensowanego słodzonego, ale na razie nie wymyśliłam, czym je zastąpić).

Jak smakuje domowa nutella? Moje dzieci po pierwszej degustacji wykrzyknęły chórem „Pyszna!!! Jak ze sklepu!!!”

To właśnie jest najlepszy komentarz do matczynych wysiłków, żeby dzieci jadły wartościowe, domowe jedzenie, żeby wyrabiały sobie dobre gusta kulinarne.

Jak ze sklepu.

Pocieszam się, że przynajmniej nuggetsy z kurczaka robię, zdaniem Piotrka, lepsze niż w McDonald’s.

Nie trzymałam się dokładnie przepisu Doroty Świątkowskiej, krem zrobiłam trochę po swojemu. Po pierwsze większą ilość, bo w thermomiksie dużo lepiej miksuje się większe ilości, a do tego szkoda mi było paprać się z odrobiną (jak zobaczycie bałagan, który powstaje przy obieraniu orzechów, zrozumiecie). Po drugie zrezygnowałam z miodu, bo krem i tak jest bardzo słodki.

Z tej porcji wychodzi dwa słoiczki po 280 ml i jeden malutki, a może nawet trochę więcej? Trudno powiedzieć, bo wyjadanie zaczyna się, zanim krem trafi do słoików.


Chuda

Składniki:
  • 400 g orzechów laskowych
  • 200 g (2 tabliczki) gorzkiej czekolady
  • 1 puszka mleka skondensowanego słodzonego
Sposób przygotowania:

Najwięcej zabawy jest z orzechami. Należy pozbyć się skórek, bo nadałyby kremowi gorzki smak (wierzę Dorocie Świątkowskiej, nie zamierzam testować). W tym celu orzechy prażę w piekarniku na blaszce 15-20 minut w temperaturze 180 stopni (zaglądam w trakcie, kiedy widzę, że lekko się przyprażyły i skórki odstają, wyjmuję), przestudzone obieram. Teoretycznie skórki powinny zejść bez wysiłku, kiedy włożymy orzechy między dwa płatki ręcznika papierowego i będziemy je pocierać, ale w praktyce schodzi tak tylko część. Dodam, że ta mniejsza część. Resztę oskrobuję nożykiem, co jest czasochłonne i generuje bałagan, a na dodatek zostaję z tym sama, bo moje robaczki gotowy produkt zjedzą z radością, ale żeby aż skrobać orzechy?... Są jakieś granice!

Kiedy już mam obrane orzechy, idzie sprawnie. Wystudzone orzechy miksuję na wysokich obrotach na płynną masę. Należy robić przerwy, żeby robot się nie przegrzał.

Do rondelka wlewam mleko z puszki, wkładam kawałki czekolady, mieszam do rozpuszczenia czekolady. Ciepłe wlewam do thermomiksa, miksuję z masą orzechową, aż nabierze jednolitej konsystencji.

Przekładam do słoików, zakręcam. Po ostygnięciu  krem jest nieco twardszy niż jego sklepowy odpowiednik, ale bardzo dobrze się smaruje.

Przechowuję w szafce kuchennej, nie w lodówce. Trudno powiedzieć, jaka jest jego maksymalna trwałość, bo u nas schodzi w ciągu dwóch tygodni, a to tylko pod warunkiem, że przełożę go do kilku słoiczków i wstawię je w różne miejsca.

sobota, 4 października 2014

Pierogi z dynią i orzechami włoskimi



Myślę, że jeśli ktokolwiek interesuje się chociaż trochę jedzeniem i przegląda książki kucharskie, to z pewnością spotkał się z przepisami i opowieściami Hanny Szymanderskiej.  Przez ostatnie lata w mojej biblioteczce pojawiło się całkiem sporo lektur tej autorki i należą do kategorii „do poczytania dla przyjemności”. Nie sposób bowiem nie cenić wszechstronnej wiedzy, erudycji oraz gawędziarskiego stylu Hanny Szymanderskiej. Jedną z moich ulubionych pozycji są „Dania z anegdotą”, ale ponieważ od tygodni mam ochotę na pierogi, więc czym prędzej zdjęłam z półki „Pierogi świata” i przyrządziłam przepyszne czudu nadziewane dynią i orzechami. A może niezupełnie czudu, bowiem w kuchni dagestańskiej takim mianem określa się małe pierogi, a moje były całkiem spore. No i przepis mówił, żeby je upiec, a ja gotowałam.

Właśnie dzięki książkom Pani Hanny mogłam po raz pierwszy w życiu spotkać się z takimi określeniami jak czudu, olibach czy kurdiuk. Poznać historię powstania słynnego deseru Pavlova lub poczytać o obyczajach wigilijnych. 

Z pewnością jeszcze nie raz wrócę do Jej książek. Naprawdę przykro, że kolejnych już nie będzie.

Anka

Składniki:

ciasto:

  • 400 g mąki pszennej
  • sól
  • ok. 200 ml ciepłej wody
  • 1 żółtko
  • 1-2 łyżki stopionego i przestudzonego masła

farsz:

  • ok. 500 g miąższu z dyni
  • 1 duża cebula
  • sól, pieprz
  • mielony kumin
  • łyżeczka soku z cytryny (zapomniałam)
  • 2-3 łyżki posiekanych orzechów włoskich


Sposób przygotowania:

W oryginale przepis nie zawierał żółtka i masła, lecz 1-2 łyżki oliwy, jednak zdecydowałam, że do tych pierogów bardziej będzie mi pasowała delikatniejsza wersja ciasta.

Mąkę przesiewam, mieszam z solą. Dodaję wodę, potem żółtko i masło, wyrabiam dość miękkie ciasto (może trzeba będzie jeszcze dodać łyżkę czy dwie wody). Wkładam do miski, przykrywam i odstawiam na co najmniej kwadrans, aby odpoczęło.

Teraz farsz. Cebulę drobniutko kroję, dynię ścieram na grubej tarce. Podsmażam cebulę, ale uważam, by jej nie przypalić. Dodaję sól, pieprz, kumin, smażę mieszając i gdy się ładnie zeszkli wrzucam na patelnię startą dynię. Wszystko jeszcze smażę kilka minut, na koniec dodaję posiekane orzechy i odstawiam do przestudzenia.

Ciasto dzielę na części i wałkuję na cienkie płaty. Wykrawam kółka, na środku układam farsz, zlepiam pierogi (to zdecydowanie najgorszy dla mnie moment, ale domowe pierogi nie muszą być piękne, ważne, by ciasto było delikatne i mięciutkie, a farsz wyrazisty).

W dużym garnku gotuję osoloną wodę. Wrzucam partiami pierogi i gotuję (zazwyczaj, żeby sprawdzić, czy już są dobre, po prostu wyjmuję jednego pieroga z gara i przekrawam widelcem). W przepisie pierogi należało ułożyć na wysmarowanej masłem blasze, ponakłuwać widelcem i piec 30-35 minut.

Podawałam ze stopionym masłem, ale równie dobre byłyby ze śmietaną. Następnym razem do farszu dodam chili, orzechów użyję bardzo oszczędnie, a podam ze śmietaną i świeżą kolendrą.





poniedziałek, 11 listopada 2013

Ciasto z masą krówkową



Długi weekend już się kończy, więc przyda się przepis na mało pracochłonne ciasto. W sam raz na jesień i zimę. Mięciutkie, pachnące, z kawałkami orzechów i jabłek. Dodatek masy krówkowej to absolutnie genialny pomysł!

Przepis pochodzi z kalendarza BBC GoodFood. 


Bardzo polecam.

Anka


Składniki:


  • 175 g miękkiego masła
  • 50 g brązowego cukru
  • 200 g masy krówkowej z puszki
  • 3 jajka
  • 175 g mąki
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • ekstrakt waniliowy lub cukier waniliowy
  • 1 jabłko
  • 50 orzechów włoskich lub pekanów


Sposób przygotowania:

Przygotowuję formę do pieczenia, u  mnie w sam raz sprawdziła się wąska keksówka. Wykładam papierem do pieczenia lub smaruję masłem i wysypuję tartą bułką. Włączam piekarnik – 180 stopni, góra-dół.

Przesiewam mąkę, mieszam z proszkiem do pieczenia.
Połowę orzechów siekam dość drobno, połowę łamię na kawałki.
Masło ucieram z cukrem na gładką masę, dodaję masę krówkową i cukier/ekstrakt waniliowy, ucieram. Cały czas miksując, dodaję kolejno jajka. Wsypuję mąkę z proszkiem do pieczenia, dokładnie mieszam.

Jabłko obieram, połowę kroję w kostkę, połowę na plasterki. Kostkę dodaję do masy razem z posiekanymi orzechami. Nakładam ciasto do formy. Wtykam plastry jabłka i posypuję dużymi kawałkami orzechów.

Wstawiam do piekarnika na godzinę. Mniej więcej w połowie pieczenia przykrywam od góry folią aluminiową lub papierem do pieczenia. Na koniec sprawdzam patyczkiem czy ciasto jest upieczone.

Wyjmuję ciasto z piekarnika, po kilku minutach wyjmuję z blachy i studzę na kratce. Przepis mówił coś o tym, by przekładać ciasto kremem z serka, ale moim zdaniem to zupełnie zbędne. Jest przepyszne.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Sałatka z fetą i żurawiną



Sałatkę jadłam po raz pierwszy w zamierzchłych czasach, gdy, zamiast urządzać kinderbale, zdarzało mi się uczestniczyć w wieczorach panieńskich. Wymyśliła ją pewna dziewczyna, która niepodważalnie posiada talent kulinarny i mam tylko nadzieję, że po tylu latach nie zapomniałam o jakimś bardzo istotnym składniku. 

Po namyśle i inspekcji szuflady z chlebem, dodałam do sałatki trochę chrupiących grzanek, bo byłam jednak bardzo głodna.

Smacznego!

Anka

PS Wybaczcie ilości składników podawane „na oko”, ale niczego nie chciało i się ważyć, a poza tym jest wieczór i jestem pełna podziwu, że nadal siedzę przy komputerze, zamiast opierać się już wygodnie o poduszki z książką w ręku.

Składniki:

  • sałata (wzięłam mieszane)
  • 2 garści suszonej żurawiny
  • ok. 100 g sera feta pokrojonego w drobną kostkę
  • ok. 50 g orzechów włoskich

dressing:

  • 1 łyżka soku z cytryny
  • 3 łyżki oliwy
  • sól, pieprz
  • ewentualnie: musztarda, miód

Sposób przygotowania:

Najpierw sos: mieszam sok z cytryny (opcjonalnie: ocet) z solą i pieprzem. Powoli wlewam oliwę cały czas energicznie mieszając trzepaczką. Można oczywiście wrzucić wszystko do słoiczka, zakręcić i potrząsnąć.
Ostatnio mam ciągle ochotę na dressing miodowo-musztardowy, więc dodałam obydwa powyższe składniki.

Orzechy prażę na suchej patelni, aż zaczną ładnie pachnieć.
Sałatę wrzucam do miski. Dodaję żurawinę i fetę. Polewam sosem, delikatnie mieszam. Posypuję orzechami.

Jeśli kupicie pokrojoną fetę oraz umytą sałatę w paczce (nie wiem jak u Was, ale w pobliskich sklepach to zazwyczaj naprawdę jest najlepsza opcja), to jest to naprawdę błyskawiczna sałatka.

niedziela, 3 marca 2013

Sałatka z mango i pieczonym schabem



Na niebie słońce, w powietrzu czuć wiosnę, a w lodowce całkowicie zimowy pieczony schab. Postanowiłam wrzucić go do sałatki. A że na półmisku leżało okazyjnie kupione mango, to z pomysłem nie miałam żadnego problemu. Słodko-ostry sos z limonkowym akcentem dopełnił dzieła.

Odnośnie składników: sałata o tej porze roku jaka jest każdy widzi, więc wzięłam foliową torbę pełną mieszanych sałat. Jeśli chodzi o orzechy, to planowałam piniowe, ale w warzywniaku były orzechy nerkowca. Sałatki zawsze tak robię: mieszam to, co akurat mi wpadnie w ręce.

Anka

Składniki:

  • sałata (mieszanka sałat lub np. roszponka)
  • 1 dojrzałe mango
  • kilka plastrów pieczonego schabu
  • 1 mały ogórek (lub połowa dużego)
  • garść orzeszków pinii lub nerkowca

dressing:

  • 3 łyżki oliwy
  • 1 łyżka soku z limonki (cytryny)
  • musztarda
  • miód
  • sól i pieprz
  • chili


Sposób przygotowania:

Najpierw przygotowuję sos. Do miseczki wlewam sok z limonki, dodaję sól, pieprz, odrobinę chili, musztardę i miód, wszystko dokładnie mieszam. Wlewam stopniowo oliwę i ubijam rózgą.
Na suchej patelni podprażam orzechy.

Na talerzu lub półmisku rozkładam sałatę. Ogórek i mango obieram, kroję w kostkę. Plastry schabu kroję na spore paski. Wszystko wrzucam na talerz. Polewam dressingiem i posypuję orzechami.

środa, 18 stycznia 2012

Cranberry Noël

Autorki blogów kulinarnych, m.in. Majana, piekły te ciastka przed Bożym Narodzeniem. Ja się nie wyrobiłam, ale teraz jest na nie równie dobra pora: choinka jeszcze stoi i tylko trochę sypie igliwiem, a za oknem wyczekana, śnieżna zima – idealny czas, by z kubkiem parującej herbaty usiąść przy oknie, włączyć płytę ze świątecznymi piosenkami, np. Billa Crosby'ego i Franka Sinatry, albo choćby i ograne do bólu „Last Christmas” i z łagodnym uśmiechem zapatrzyć się w wirujące płatki, pogryzając pyszne, maślane, chrupiące, żurawinowo-orzechowe ciasteczka.
 

Urok zimy mija bezpowrotnie, gdy wyjdziemy z naszego ciepłego gniazdka, poślizgniemy się na przyprószonej śnieżkiem zamarzniętej kałuży, odśnieżymy i odskrobiemy samochód, gdy mrozik uszczypie nas w nosek, nadając nam wygląd kogoś, kto lubi rozgrzewać się nie tyle herbatą z prądem, co samym prądem... A urok ciasteczek zwanych Cranberry Noël nie przemija do ostatniego okruszka :-)

Chuda


Składniki na około 60 ciasteczek:

  • 220 g miękkiego masła
  • 1/2 szklanki cukru pudru
  • 2 łyżki mleka
  • 1 łyżeczka cukru waniliowego
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 2,5 szklanki mąki pszennej
  • 3/4 szklanki suszonej żurawiny
  • 1/2 szklanki grubo posiekanych orzechów włoskich
  • ok. 50 g wiórków kokosowych do obtoczenia
Sposób przygotowania:

Masło wrzucam do miski mojego nieocenionego malaksera i miksuję z cukrem. Następnie wlewam mleko, wsypuję cukier waniliowy i sól. Powoli dosypuję mąkę i patrzę z przyjemnością, jak bez mojego najmniejszego wysiłku wyrabia się fantastyczne ciasto. Na końcu wsypuję orzechy i żurawinę i pozwalam hakom pomieszać jeszcze przez chwilę.

Z ciasta toczę dwa wałki o długości ok. 30 cm, każdy obtaczam w wiórkach kokosowych, a następnie szczelnie zawijam (każdy osobno) w folię spożywczą i wkładam do lodówki. Ciasto powinno tam odleżeć minimum 2 godz.

Piekarnik nagrzewam do 180 stopni (dolna grzałka + termoobieg), blachy wykładam papierem do pieczenia (będą potrzebne dwie duże). Ostrym ząbkowanym nożem kroję ciasto na plasterki o grubości ok. 4 mm, kładę je na papierze do pieczenia i piekę 12-15 minut, aż brzegi zaczną się rumienić.

Opracowałam patent na świeże ciastko do porannej kawy (oczywiście w weekend, bo w tygodniu... dajcie spokój!): wieczorem zagniatam ciasto i wkładam je do lodówki na noc, rano włączam piekarnik i po kwadransie ciastka są gotowe. I ten oszałamiający zapach świeżego ciasta!... Jestem od niego uzależniona.

wtorek, 20 grudnia 2011

Świąteczna tarta z bakaliami


Dzisiaj odpowiedź na kolejną prośbę dotyczącą potraw na Boże Narodzenie. Otóż miało być chrupiące ciasto z dużą ilością bakalii i proszę! Z tym, że u mnie trochę chrupie, a trochę się ciągnie ze względu na przewagę fig i daktyli w nadzieniu. Nie szkodzi, można zmienić proporcje i dodać więcej migdałów i orzechów (np. laskowych).

Powiem szczerze i bez ogródek: moim zdaniem jest przepyszna! Idealna na czas świątecznego rozpasania.

Polecam.

Anka

Składniki:

ciasto:
  • 220 g mąki (około 1 i 1/3 szklanki)
  • 30 g cukru pudru (1-2 łyżki)
  • szczypta soli
  • 140 g zimnego masła (masła może być też 125 g, a nawet 150g)
  • 1 żółtko
  • ewentualnie: odrobina zimnej wody lub soku z pomarańczy

nadzienie:
  • 100 g orzechów włoskich
  • 100 g migdałów bez skórki + garść mielonych do posypania spodu
  • 200 g suszonych fig
  • 200 g suszonych daktyli
  • 75 g masła
  • 3 łyżki miodu
  • 1-2 łyżki cukru pudru
  • 3 łyżki kwaśnej śmietany

Sposób przygotowania:

Ciasto kruche jak zwykle możecie zrobić z dowolnego przepisu.

Przesiewam mąkę (zazwyczaj dodaję też krupczatkę), dodaję cukier puder i sól, mieszam. Wrzucam pokojone w kostkę zimne masło, rozcieram czubkami palców na małe kawałeczki. Dodaję żółtko i, jeśli trzeba wlewam płyn. Krótko zagniatam ciasto, formuję gruby placek, owijam folią i wkładam do lodówki na co najmniej godzinę (lub na dwa dni).

Rozwałkowuję, wykładam formę do tarty, obcinam brzegi i nakłuwam spód widelcem. Znowu wstawiam do lodówki na pół godziny. Z resztek ciasta wykrawam gwiazdki, układam na desce wyłożonej papierem do pieczenia lub folią aluminiową i też wstawiam do lodówki.

Wykładam ciasto papierem do pieczenia, wysypuję na papier fasolę lub ryż, żeby obciążyły ciasto i wstawiam do piekarnika nagrzanego do 200 stopni na 10-15 minut.

Zdejmuję papier i jeszcze podpiekam spód przez jakieś 5 minut.

Przygotowuję nadzienie, zazwyczaj robię to, gdy ciasto schładza się drugi raz w lodówce.

Orzechy i migdały grubo siekam. Figi i daktyle kroję w paski (można w kostkę, jeśli ktoś woli drobniejsze kawałki).

Na dużej patelni rozpuszczam masło, dodaję miód i mieszam. Wsypuję orzechy i migdały, smażę kilka minut. Posypuję cukrem pudrem, jeszcze smażę, wreszcie dodaję kwaśną śmietanę i zagotowuję. Dodaję figi i daktyle, mieszam i od razu zestawiam z ognia.

Podpieczony spód tarty posypuję warstwą startych migdałów, wykładam nadzienie i wyrównuję. Na wierzchu układam gwiazdki. Wstawiam do piekarnika, obniżam temperaturę do 180 stopni i piekę 20-30 minut.

Te gwiazdki na wierzchu dobrze byłoby posmarować żółtkiem, ale zapomniałam. Tartę można posypać cukrem pudrem.


niedziela, 24 lipca 2011

Tort orzechowo-kokosowy z masą kawową

Kiedy Piotruś oznajmił, że chciałby na urodziny tort w kształcie przedłużacza, lekko się zachwiałam. Zupełnie nie wiem dlaczego, wszak można było się spodziewać nietypowego pomysłu po dziecku, które na bal karnawałowy chciało być przebrane a to za słupek, który stoi, a to za rynnę, z której kapie, a od dłuższego czasu fascynują go kable, kabelki i różnej maści osprzęt elektryczny. Kiedyś pojechał z tatą do Castoramy po przedłużacz, spędził w dziale elektrycznym jakieś pół godziny, wybierając z wypiekami na twarzy. Przez dwa miesiące z zachwytem wspominał tamte chwile.

Dość szybko otrząsnęłam się z szoku i zabrałam do roboty. Opracowałam koncepcję, zamówiłam lukier plastyczny i czekałam na urodziny. Ciasto upiekłam w przeddzień imprezy rano, wieczorem zrobiłam krem i przełożyłam ciasto, a wczesnym rankiem następnego dnia zabrałam się za dekorowanie. Pani w tortownia.pl, gdzie kupiłam lukier, zapewniała mnie, że spokojnie mogę zrobić dekorację wieczorem i wstawić tort do lodówki, ale podejrzewam, że zamiast spać w nocy, wstawałabym co chwilę i sprawdzała, czy lukier nie spływa.

Tort upiekłam w brytfance o wymiarach dna 21x37 cm. Ponieważ miał być długi i wąski, przekroiłam upieczone placki wzdłuż i zrobiłam dwa torty:  jeden przedłużacz z jasną masą, drugi z myślą o dorosłych z masą kawową, o wyglądzie tradycyjnym: brzegi posmarowałam masą, obsypałam krokantem orzechowym, a wierzch polałam polewą. Obie wersje były doskonałe. Niestety w ferworze imprezy nie zrobiłam żadnego zdjęcia wnętrza ciasta, ale myślę, że mi to wybaczycie.


Chuda


Składniki:

ciasto kokosowe:
  • 6 białek
  • 250 g wiórek kokosowych
  • 250 g cukru
ciasto orzechowe:
  • 9 jajek
  • 250 g orzechów włoskich
  • 250 g cukru
  • 80 g bułki tartej
krem:
  • 2,5 szklanki mleka
  • 5 łyżek cukru
  • 5 kopiatych łyżeczek mąki ziemniaczanej
  • 6 żółtek
  • cukier wanilinowy
  • 500 g masła
  • 2 czubate łyżeczki kawy rozpuszczalnej
poncz:
  • 0,5 szklanki przegotowanej wody
  • 2 łyżki cukru
  • sok z połówki cytryny
do dekoracji:
  • 100 g masła
  • ok. 5-6 łyżek cukru pudru
  • lukier plastyczny – na tort widoczny na zdjęciu zużyłam 900 g gotowego lukru
Sposób przygotowania:

Najpierw piekę bezę kokosową: ubijam sztywną pianę z białek, dosypuję po łyżce cukru, ubijam dalej. Wyłączam robot, wsypuję wiórka kokosowe i mieszam delikatnie łyżką. Formę wykładam papierem do pieczenia, wylewam pianę z kokosem, wkładam do piekarnika nagrzanego do temp. 180 stopni program góra-dół i piekę ok. 25 minut – z wierzchu ma być zarumienione.

Kiedy ciasto kokosowe jest w piecu, mielę orzechy, a mój nieoceniony robot kuchenny ubija pianę z białek. Do sztywnej piany wsypuję po łyżce cukier, ubijam dalej, następnie wrzucam po jednym żółtku. Orzechy mieszam z bułką tartą. Wsypuję je do piany z żółtkami, mieszam delikatnie łyżką. Wyjmuję z piekarnika blat kokosowy, delikatnie przekładam razem z papierem na deskę.

Wylewam ciasto orzechowe na brytfankę wyłożoną świeżym papierem do pieczenia, piekę ok. 40 minut w temp. 180 stopni góra-dół.

Kiedy ciasto się studzi, biorę się za krem. Z mleka odlewam niepełną szklankę, wsypuję do niej mąkę ziemniaczaną i wrzucam żółtka. Dokładnie mieszam. Resztę mleka z cukrem i cukrem wanilinowym stawiam na ogniu i doprowadzam do wrzenia. Wlewam rozrobiony budyń i mieszam cały czas, żeby nie powstały grudki. Kiedy na powierzchni zaczynają ukazywać się pęcherzyki powietrza, zdejmuję z ognia i odstawiam do ostygnięcia.

Kiedy krem budyniowy jest już zimny, ciasto takoż, można przystąpić do ucierania masy. Miękkie masło wrzucam do malaksera i ucieram na wolnych obrotach ok. pół godziny. Co jakiś czas ściągam masło z brzegów miski i dalej ucieram. Im dłuższy czas ucierania, tym bardziej puszysta masa. Kiedy masło jest już utarte do białości, dokładam po łyżce budyń i ucieram razem.

Bezę kokosową kroję tylko wzdłuż, a blat orzechowy przekrawam w poprzek na dwie części i wzdłuż.

Najpierw przekładam tort-przedłużacz. Potrzebowałam pod niego wąską, sztywną podkładkę, a że nie zdobyłam gotowej, zrobiłam ją z kawałka tektury z pudełka i grubego, złotego papieru. Na spód kładę górną część blatu orzechowego, dolną zostawiam na górę tortu, bo jest bardziej równa. Delikatnie ponczuję blat i wykładam na niego część masy. Przy dekoracjach z lukrem plastycznym trzeba pamiętać, aby nie stykał się on z masą budyniową, bo może spłynąć, zatem nakładając kolejne warstwy masy, zostawiam puste brzegi, aby do dociśnięciu blatu masa rozłożyła się równomiernie, a nie wypłynęła po bokach.

Na masę nakładam bezę kokosową, ponczuję delikatnie, nakładam kolejną część masy i przykrywam blatem kokosowym. Delikatnie ponczuję z wierzchu i wkładam do lodówki na noc.

Tymczasem biorę na tapetę drugą część tortu: kawę rozpuszczalną zalewam łyżeczką wody, dokładnie mieszam, wlewam do pozostałej masy i ucieram przez chwilę na wolnych obrotach. Na spód kładę górną część blatu orzechowego, na to 1/3 masy, przykrywam bezą kokosową, znowu 1/3 masy i na wierzch druga część blatu orzechowego. Obsmarowuję boki tortu resztą masy, obsypuję krokantem orzechowym (można też użyć kokosu albo płatków migdałowych). Wierzch polewam polewą (użyłam gotowej z torebki, którą wstawia się do gorącej wody). Wstawiam do lodówki i jest gotowy.

O poranku w dniu imprezy utarłam pół kostki masła z cukrem pudrem. Cukier wsypuję po łyżce i uczciwie się przyznam, że nie pamiętam, czy to rzeczywiście było 5-6 łyżek. Była 6.00 rano, chciałam zrobić dekorację, zanim wstaną moje kochane, chętne do pomocy dzieci, ucieranie było monotonne... Przestałam dosypywać cukier, kiedy masa była już słodka jak ulepek.

Wyjmuję tort z lodówki. Tam, gdzie wystaje choćby odrobina masy budyniowej, wstawiam kawałki herbatnika, dręczona obsesją spłynięcia lukru. Cienką warstwą masy cukrowej obsmarowuję wierzch i boki tortu.

Wyjmuję lukier plastyczny z opakowania, przez chwilę ugniatam je razem, by nabrał elastyczności. Zachwycił mnie w dotyku: jest jak najdelikatniejsza ciastolina :-)  Następnie rozwałkowuję go na grubość 4-5 mm. Miałam pod ręką cukier puder, ale nie był potrzebny, lukier nie kleił się nic a nic. Omiatam okruszki z podstawki, na której leży tort, na wałku przenoszę lukier na ciasto. Plastikową łopatką delikatnie wygładzam lukier na cieście, odcinam nadmiar na dole.

Elementy widoczne na zdjęciu (pstryczek, gniazdka oraz kabel z wtyczką) formuję i przyklejam używając zwykłego białka: cieniutkim pędzelkiem smaruję miejsca łączenia.

Gotowy tort wstawiam do lodówki.

Najfajniejsze było to, kiedy na przyjęciu wszystkie dzieci po kolei próbowały naciskać przełącznik :-) Ostatecznie dostał się Jubilatowi.

Related Posts with Thumbnails
/*Google anatytics */